O skutkach niewłaściwie stosowanego neuromarketingu pisze w portalu nowymarketing.pl Agnieszka Kulińska.
Dziś o tym, czy marka jest dla konsumenta atrakcyjna, decydują nie tylko jej zalety użytkowe, lecz przede wszystkim zdolność zaspokajania jego osobistych i zmysłowych potrzeb. Do każdego z nas dziennie dociera ponad 3 tys. komunikatów marketingowych, ale niewielka część z nich pozostaje w pamięci na dłużej. Marki dbają więc o odpowiednie otoczenie przekazu, bo dla niemal 93 proc. osób istotne podczas decyzji zakupowych są zapach, smak czy wygląd.
Jak czytamy, efektywna realizacja założeń marketingu sensorycznego w perspektywie długoterminowej poprawia wizerunek firmy. Choć temat tzw. neuromarketingu jest coraz popularniejszy, świadomość polskich przedsiębiorców nadal pozostawia wiele do życzenia – zauważa autorka artykułu. Wśród popełnianych błędów wymienia m.in. przesadzony aromarketing, który może skutkować szybkim zakończeniem wizyty przez klienta. Przykładem są sklepy Massimo Dutti, należące do sieci Inditex, gdzie intensywny zapach nie pozwala na dłuższe zakupy – ocenia.
Niewłaściwie realizowany neuromarketing może prowadzić do obojętności konsumenta na markę, braku jej świadomości czy błędnego jej postrzegania. Wśród skutków autorka wymienia też pogorszenie wizerunku firmy oraz powstawanie ruchów sprzeciwu wobec marki czy całej firmy.
Kulińska przytacza także przykłady firm, które dobrze radzą sobie z marketingiem sensorycznym. Singapore Airlines opracowało na przykład unikalny zapach. „Oczekującym na lotniskach towarzyszy charakterystyczna azjatycka muzyka, a wysoką jakość obsługi klientów zapewniają stewardessy, których ubiór, makijaż, sposób poruszania się i podawania posiłków obwarowane są ściśle określonymi wytycznymi” – opisuje. Apple z kolei zapewnia doznania zmysłowe poprzez umożliwienie klientom dotykania i poznania funkcjonalności produktów, a Marks&Spencer poprzez apetyczne prezentowanie artykułów z działu Food&Wine. (mb)