piątek, 15 listopada, 2024
Strona głównaAktualnościMichniewicz: kradzież pomysłów to powszechny problem

Michniewicz: kradzież pomysłów to powszechny problem

O kradzieży pomysłów, ochronie koncepcji oraz skali tego zjawiska opowiada Tomasz Michniewicz, dyrektor zarządzający SARTE.

PRoto.pl: Czy zdarzyło się Panu kiedyś zostać okradzionym z pomysłu?

Tomasz Michniewicz, dyrektor zarządzający SARTE: Tak, kilkakrotnie. Straciłem format telewizyjny na rzecz jednej z zagranicznych stacji, która zmieniła w nim detale i wyprodukowała samodzielnie proponowany przeze mnie program. Kradziono mi zdjęcia, koncepcje na kampanie reklamowe, nawet listy kandydatów na wysokie stanowiska przygotowane dla klienta. Moi znajomi regularnie tracą pomysły na rzecz nieuczciwych klientów i kontrahentów – i to w bardzo różnych branżach, od komunikacji, przez marketing i reklamę, po grafikę, HR, doradztwo, szkolenia czy rynek IT. To jest bardzo powszechny problem – nawet sonda PRoto.pl wskazuje, że ponad 60% respondentów zostało przynajmniej raz okradzionych. Dla mnie ten wynik nie jest zaskoczeniem.

PRoto.pl: Jak w Polsce wygląda ochrona pomysłów?

T.M.: Na dobrą sprawę nie wygląda w ogóle, zresztą nie tylko u nas. W USA problem jest odwrotny – można zarejestrować nawet kształt telefonu o zaokrąglonych rogach albo „one-click-buy”, prawo patentowe i okołopatentowe w Stanach jest absurdalne. W Polsce prawo autorskie chroni zdjęcia, teksty czy rysunki (ale też nie wszystkie, bo muszą mieć cechy „utworu”), ale absolutnie nic nie chroni koncepcji, idei. Pomysły na strategie, kampanie reklamowe, media plany, pomysły na aplikacje mobilne, hasła reklamowe, short-listy HR, programy szkoleń – to właśnie koncepcje, które nie są chronione przez polskie prawo per se. One też najczęściej padają łupem nieuczciwych kontrahentów. Dla autorów jest to bardzo trudna sytuacja.

PRoto.pl: Jaka jest skala tego zjawiska nad Wisłą?

T.M.: W ciągu ostatnich dwóch lat obserwujemy prawdziwą plagę bezprawnego wykorzystywania cudzych pomysłów. Czytelnicy PRoto.pl na pewno pamiętają głośną sprawę „firmy” Cosmax, powołanej do życia wyłącznie w celu pozyskania od agencji PR pomysłów na kampanie. Nieuczciwe konkursy ofert to najpopularniejsza ostatnio metoda. Coraz częściej wymogiem do spełnienia jest przedstawienie bardzo konkretnych propozycji, niemal gotowej strategii. Potem klient korzysta swobodnie ze wszystkich nadesłanych, nie tylko z pomysłów zwycięzcy (o ile w ogóle takiego wybierze). Kandydaci do pracy również często otrzymują „zadanie na próbę” – już na rozmowie kwalifikacyjnej muszą składać gotowe projekty. Znam firmy, które nieustannie ogłaszają rekrutację a nikogo nie zatrudniają – to po prostu żniwa pomysłów.

PRoto.pl: Z czego wynika ono wynika – brak etyki w biznesie, niedoskonałość przepisów? Może jeszcze coś innego?

T.M.: Okazja czyni złodzieja, prawda stara jak świat. Brak ochrony prawnej koncepcji utrudnia autorom dochodzenie swoich praw. Zresztą nawet gdy dochodzi do sporu, najczęściej jest to słowo przeciwko słowu i sprawa się rozmywa. Poszkodowane firmy często boją się wchodzić w ostry spór z dużym klientem, żeby nie ryzykować zarówno przyszłych zleceń, jak i reputacji w branży. Polskie branże nie są wcale takie duże – partnerzy często mają ze sobą styczność na różnych polach, więc ostry konflikt może przynieść opłakane skutki. Nie pomaga też na pewno trudna sytuacja ekonomiczna – walka o klienta jest coraz bardziej zażarta, pcha to coraz więcej osób w stronę nieuczciwych praktyk.

PRoto.pl: Jakie branże najczęściej muszą się z nim zmagać?

T.M.: Wszystkie, w których przedmiotem obrotu są pomysły, projekty, i to takie, które nie są zalążkiem pracy, ale raczej jej efektem – to bardzo ważna różnica. Poważne projekty, np. w domenie aplikacji mobilnych to efekt pracy zespołu przez kilka tygodni, to nie są dwa zdania spisane na kolanie. Wśród naszych klientów dominują przedstawiciele PR, reklamy i marketingu, HR, deweloperzy IT, firmy szkoleniowe i doradcze – jeśli potraktujemy to jak barometr, mamy odpowiedź na pytanie, które branże są najbardziej narażone.

PRoto.pl: Ten problem to tylko polska specyfika, jak zostało to rozwiązane na innych rynkach?

T.M.: Ten problem występuje w wielu krajach, ale w kilku udało się go już skutecznie opanować – to drogowskaz dla nas. „Regulatorem” rynku okazały się prywatne inicjatywy lub organizacje, które pozwalają w pewny technologicznie sposób zarejestrować projekt przed wysłaniem go do klienta, dostarczając w ten sposób niepodważalny dowód, kto jest autorem pomysłu, kiedy powstał i co zawierał. Pozwala to ustalić chronologię zdarzeń i w przypadku naruszenia daje autorowi do ręki bardzo silne karty. W 90% przypadków takie spory kończą się w drodze ugody. W Holandii na tej zasadzie działa CIR, w Wielkiej Brytanii – CROUK, w Niemczech, jednak tylko na rynku telewizyjnym – FRAPA. Polskie SARTE jest oparte na dokładnie tej samej zasadzie działania. W moim mniemaniu we wszystkich tych przypadkach ważniejsza od mocy dowodowej w przypadku naruszenia jest jednak funkcja „odstraszania” – logotyp takiej organizacji na prezentacji projektu to bardzo silny sygnał ostrzegawczy, jak plakietka firmy ochroniarskiej na ogrodzeniu domu. Nieuczciwy kontrahent dwa razy się zastanowi, czy ukraść akurat ten projekt, czy może lepiej nie ryzykować.

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj