„Jak ognia unikają kontaktu z mediami, nie biorą udziału w publicznych imprezach, nie publikują swoich zdjęć” – tak o polskich miliarderach chroniących swój wizerunek pisze Ewa Wesołowska w portalu biznes.pl. A „kontrolowane upublicznianie” komentują eksperci PR.
Bohaterami tekstu są m.in. Marek Piechocki (prezes LPP, który figuruje na 13. miejscu listy najbogatszych Polaków, z majątkiem 1,6 mln zł), Jerzy Lubianiec (szef rady nadzorczej LPP, rok temu na 56. miejscu). Ewa Wesołowska zwraca uwagę, że obydwaj biznesmeni wykupili prawa autorskie do swoich wizerunków i usunęli je z internetu. „Z rozmów z pracownikami spółki wynika, że chodziło o względy bezpieczeństwa” – dodaje dziennikarka. I wymienia kolejnych miliarderów-widmo: „Kontaktów z prasą unika również Waldemar Kuk, twórca sieci Euro ze sprzętem RTV i AGD. W firmie, którą stworzył na początku lat 90-tych mówi się, że to ze względu na dobro dzieci. Kolejny biznesmen bez twarzy – to Tadeusz Chmiel, właściciel potężnej firmy meblarskiej Black Red White. W ostatniej edycji listy najbogatszych Forbesa Chmiel znajduje się na 11. miejscu, z 1,8 mld zł. On również konsekwentnie nie ujawnia szczegółów życia prywatnego: unika wywiadów i imprez publicznych, wycofał z agencji prasowych swoje zdjęcia”.
Wesołowska, powołując się na opinie PR-owców, stara się wyjaśnić pobudki, jakimi kierują się najbogatsi Polacy. Zgodnie z nimi, unikają rozgłosu głównie ze strachu. Boją się, że informacje upublicznione przez media zostaną wykorzystane przez konkurencję, nadgorliwych urzędników, czy zwykłych przestępców. Według Adama Łaszyna, prezesa agencji Alert Media Communications, w Polsce biznes wyznaje znaną rosyjską maksymę: „tisze jediesz, dalsze budiesz”. Jest to między innymi efekt naszego stosunku do przedsiębiorców – uważa specjalista. Czy takie rozwiązanie służy ich wizerunkowi? Zdaniem Ewy Bałdygi, szefowej agencji Martis Consulting, unikanie kontaktu z mediami czy wycofywanie zdjęć, jest przejawem arogancji i braku szacunku dla klientów i pracowników. „Prezes lub właściciel nie musi pokazywać zdjęć rodziny, ale swój wizerunek już jak najbardziej” – podkreśla Bałdyga. Jak zaznacza, kontrolowane upublicznianie wizerunku może przynieść wymierne korzyści, bo prezesi, którzy mają chęć współpracy z pracownikami, społecznością lokalną czy dziennikarzami, stają się autorytetami w swojej dziedzinie, a ich spółki liderami. „Poprawna komunikacja to też ważny argument dla zagranicznych kontrahentów, którzy przed podjęciem decyzji inwestycyjnej w Polsce często zlecają audyt wizerunku potencjalnego partnera” – czytamy w serwisie biznes.pl. Innej opinii jest Łukasz Bugaj z Domu Maklerskiego BOŚ – twierdzi, że to czy prezes pojawia się w mediach czy nie, powinno być jego indywidualną decyzją. (es)