O to, jak oceniać nieparlamentarne wypowiedzi posła Palikota, Dziennik.pl pyta Eryka Mistewicza. Zdaniem specjalisty do spraw marketingu politycznego, Palikotowi słowo „cham”, jakim określił ostatnio prezydenta, nie wyrwało się przypadkiem. Była to przemyślana strategia uzgodniona wcześniej z jego przełożonymi z PO, uważa Mistewicz.
Wbrew powszechnemu wrażeniu, przekonuje Mistewicz, Palikot nie jest w Platformie „decision makerem”. Nie on decyduje, co i jak mówić w mediach. Co więcej, dodaje rozmówca Dziennika, służy on władzom partii jako człowiek odciągający swoimi wypowiedziami i wystąpieniami uwagę opinii publicznej, od spraw niewygodnych dla PO. Tym razem, twierdzi Mistewicz, również tak było. Palikot, jego zdaniem, idąc do telewizji wiedział, że „to” powie, bo dzięki temu odciągnął uwagę mediów oraz społeczeństwa od przegranej przez Platformę walki o ustawę medialną.
Mistewicz uważa, że Palikot to osoba bardzo racjonalna, a jego wizerunek jest wyreżyserowany przez władze partii. Na dowód tej tezy sugeruje obserwować, czy Tusk lub Schetyna będą publicznie krytykować Palikota za jego poczynanie. Zdaniem Mistewicza tego raczej nie zobaczymy. (ał)