Mobilegeddon – tak niektórzy określają zmiany w wyszukiwarce Google. Jak czytamy w adweek.com trudno jednak mówić o katastrofie, bo od lat strony projektuje się z uwzględnieniem urządzeń mobilnych.
Gigant regularnie ogłasza aktualizacje właściwości wyszukiwania stacjonarnego i mobilnego, a największe zmiany muszą być szybko przyjmowane przez witryny, by mogły utrzymać się w wynikach wyszukiwania i nie stracić odwiedzających.
Jak radzi Jared Belsky, prezes 360i, nie można wyświetlać tej samej strony na ekranach różnej wielkości. „Nie da się skurczyć strony stworzonej dla większego ekranu” – podkreśla. Zwraca też uwagę, że wiele firm bardzo powoli uświadamia sobie, że mobilna wersja strony jest tak samo ważna, jak komputerowa.
Google zapewnił możliwość sprawdzenia, czy strony są zgodne z nowymi normami mobilnych. Po teście strony The New York Times otrzymano 16 zaleceń, jak lepiej ją zoptymalizować, mimo, że była mobilnie przystosowana.
Jak czytamy, trudno nazwać te zmiany apokalipsą, skoro strony internetowe od 2007 przystosowywały się do smartfonów, a projektowanie dla komórek jest priorytetem od lat. Algorytm wyszukiwania Google bierze pod uwagę około 200 czynników, nie tylko nowe wytyczne mobilne. Najważniejsze elementy, które sprawiają, że stronę można uznać za mobilną to wystarczająco duża czcionka, widoczność wszystkich elementów strony bez konieczności przewijania i szybkie ładowanie się.
Google będzie oznaczać, które miejsca są przyjazne komórkom, co może zmniejszyć widoczność stron, które takie nie są. Rozważana jest opcja, by niezoptymalizowane strony oznaczać etykietą „slow” w wyszkiwarkach mobilnych.
Dalej czytamy, że Google od początku otwarcie przedstawia, co będzie działać na telefonach, a co nie. Kluczowe jest m.in. zamieszczanie wideo w formatach, które mogą być odtwarzane mobilnie, niezamieszczanie linków odnoszących do stron w wersji komputerowej, odpowiednie odstępy między linkami, by możliwe było kliknięcie w nie czy oferowanie aplikacji w banerze zamiast blokowania całej strony. (mb)