Nowa aplikacja ufundowana przez MSZ miała inspirować dzieci do nauki przez zabawę. Nie wszyscy są jednak zadowoleni, że Władysław Reymont promowany jest za pomocą „pierdzącej baby” i „śmierdzącego chłopa”.
Gra edukacyjna „Polska inspiruje” skierowana jest do dzieci na co dzień mieszkających za granicą. Aplikację sfinansowało MSZ. Wydała ją fundacja Rodzice Przyszłości. Jak informuje jej prezes Wojciech Marciszewski, przeznaczono na nią 42 tys. złotych.
Jak czytamy na stronie rodziceprzyszlosci.pl, aplikacja powstała „przy współpracy z doświadczonymi pedagogami i metodykami z Fundacji Enabling Environments z Wielkiej Brytanii, którzy od wielu lat działają na rzecz środowisk polonijnych”. Wojciech Marciszewski zapytany przez nas, dlaczego Polskę reklamuje m.in. „pierdząca baba” i „śmierdzący chłop”, zwraca uwagę na odbiorców aplikacji – dzieci, mieszkające na stałe za granicą. „Są oni przyzwyczajeni do innego, luźniejszego systemu pracy. Dlatego zabawa przygotowana według polskich zasad mogłaby ich nie zainteresować” – dodaje przy tym. Krytycznie o pomyśle wyrażają się jednak niektórzy rodzice na polonijnym portalu dobrapolskaszkola.com.
W komentarzu pod tekstem o aplikacji jedna z mam pisze, że „pomysł jest ciekawy, ale wykonanie żałosne”. Inna z użytkowniczek dodaje: „Czy naprawdę Polska inspiruje? Nie polecam! Dziecko ma się inspirować »pierdzącą« babą czy może »śmierdzącym« chłopem? Może jednak bardziej inspirujące jest zadanie, w którym dziecko ma dopasować kupy do zwierząt?” – czytamy. Nie brakuje jednak głosów rodziców przychylnych pomysłowi. Zwolennicy aplikacji zwracają uwagę, że jest to gra, która trafi do dzieci. „Chcieliśmy stworzyć aplikację, która zainteresuje dzieci” – wyjaśnia przy tym Marciszewski. W rozmowie z PRoto.pl dodaje, że grę testowały dzieci, które także uczestniczyły w jej powstawaniu. Zapytany o to, czy spodziewał się mieszanej reakcji, wspomina o jeszcze jednym aspekcie. „Szkoda, że skupiono się wyłącznie na jednym elemencie gry” –stwierdza. Odsyła nas też na stronę bloga Fundacji, gdzie czytamy, że gra zbiera pozytywne recenzje i utrzymuje wysoki poziom w sklepach Google Play i App Store.
Jednak w związku z krytyką aplikacji MSZ, które finansowało projekt, zwróciło się do twórców z prośbą o wyjaśnienia – czytamy na stronie tvp.info. Resort zapytał też o możliwość zmiany kontrowersyjnych treści. „Zwracamy uwagę, że treści, które można uznać za kontrowersyjne stanowią tylko marginalną część projektu, który sam w sobie jest bardzo interesujący, nowatorski i skutecznie promuje naukę języka polskiego” – czytamy w komunikacie przesłanym TVP Info.
„Bez wątpienia nam Polakom brakuje dystansu do siebie” – przyznaje Robert Stępowski, ekspert ds. marketingu terytorialnego, poproszony przez nas o komentarz w tej sprawie. W jego opinii, można więc do tej aplikacji podejść z przymrużeniem oka i potraktować ją tak, jak chcą tego jej twórcy – z uśmiechem i dystansem. Redaktor naczelny MarketingMiejsca.com.pl zwraca też uwagę na dwa inne aspekty: „Po pierwsze, to aplikacja edukacyjna, a jeśli tak, to ma ona uczyć, a nie przyklaskiwać wszystkiemu, co podoba się dzieciom. Dzieci używają różnych słów, a dorośli i nauczyciele powtarzają im, że nie należy tak mówić” – stwierdza. Stępowski jest także zdania, że osoby poza naszymi granicami mogą czuć pewien dyskomfort wynikający z utrwalania i pogłębiania stereotypów. „Chcemy przecież być narodem bez kompleksów, otwartym na świat, kulturalnym. I nagle pokazujemy, że nasza kultura inspirowana jest pierdzącą babą i śmierdzącym chłopem”. Zaznacza przy tym, że o ile aplikacja nie wpłynie drastycznie na wizerunek naszego kraju, to na jego obraz „składają się setki drobnych elementów, w tym również tego typu aplikacje”. (mw)