Rzeczpospolita sprawdziła, jak przed startem kampanii prezydenckiej wygląda ściąganie pieniędzy od partyjnych działaczy. Jak dowiadujemy się z materiału, partie poza subwencjami, które otrzymują z budżetu państwa, w sposób istotny wpierane są także przez osoby pełniące z ich rekomendacji funkcje publiczne.
Igor Janke w komentarzu do materiału zauważa, że partie w Polsce działają jak agresywne przedsiębiorstwa. Mają coraz większe przychody i rozbudowane struktury. „Starają się maksymalizować zyski, szukając coraz bardziej wyrafinowanych metod dotarcia do klienta. Zdają sobie sprawę, że produkt, który chcą sprzedać, musi przykuwać uwagę i być bardzo atrakcyjnie opakowany” – stwierdza Janke.
Autor dodaje przy tym, że duża cześć środków jest przeznaczana na badania opinii publicznej, zatrudnianie specjalistów od wizerunku, którzy w niczym nie ustępują tym, pracującym dla najpotężniejszych firm na rynku. Zaznacza także, że działalność politycznych maszyn staje się celem samym w sobie. Dodaje jednak, że może przyjść dzień, w którym wyborcy zauważą, że w „atrakcyjnie opakowanym pudełku nie ma nic i stracą cierpliwość”. (mk)