O przyczynach powyborczej zmiany wizerunku Jarosława Kaczyńskiego piszą na łamach Newsweeka Andrzej Stankiewicz oraz Piotr Śmiłowicz.
Kampanijna strategia unikania dyskusji o katastrofie w Smoleńsku oraz ocieplania wizerunku Kaczyńskiego była, według spekulacji pojawiających się w „politycznym światku”, efektem wewnętrznych badań zamówionych przez PiS. Jak czytamy, w czasie kampanii sztabowcy prezesa PiS pilnowali jego publicznych wystąpień i odmawiali wywiadów Gazecie Polskiej oraz naszemu Dziennikowi. „W ten sposób chroniono Kaczyńskiego przed nim samym. Bo prezes mówi najostrzej i bez hamulców zazwyczaj wtedy, gdy słuchają go wyznawcy.” – piszą autorzy. Tymczasem kampania się skończyła, jej szefowa Joanna Kluzik – Rostkowska wyjechała na urlop, Paweł Poncyljusz przeszedł operację w szpitalu, a Adam Bielan powrócił do Brukseli. A najbardziej konserwatywni członkowie partii zwani „talibanem”, pozostali w Warszawie. Zaostrzenie retoryki nie leżało w politycznym interesie prezesa, który skorzystał na umiarkowanym wizerunku, natomiast przydało się właśnie „talibanowi”, który znalazłby się na partyjnym marginesie w przypadku skierowania się PiS-u w stronę centrum. Poza tym, jak zaznaczają autorzy, ugodowy wizerunek prezesa PiS był stworzony na potrzeby kampanii prezydenckiej, kiedy to „każdy kandydat stara się spiłować wszelkie ideowe kanty”. Za to teraz celem PiS są przyszłoroczne wybory parlamentarne, które rządzą się innymi prawami. (ks)