„Nigdzie chyba na świecie nie ma w każdym bloku reklamowym takiego zagęszczenia gwiazd i gwiazdek wszelkiej maści, krajowych i z importu, jak w Polsce. Można powiedzieć, że to urosło do rangi narodowego sportu” – pisze Agata Małkowska-Szozda w magazynie Press. Jak zaznacza, gwiazdy mają „ubarwiać” bezbarwne marki. Gorzej, jeśli same nie mają nic do powiedzenia.
Jak pisze autorka, angażowanie gwiazd stało się już plagą. Firmy licytują się na liczbę pozyskanych „celebrytów”, a nie na potrzeby klientów. Jako przykład „celebrytyzmu” podaje ostatnią kampanię Skody „Kobiece jazdy”. Występują w niej Dorota Wellman i Katarzyna Bujakiewicz. „Idea jest taka, że obie panie mają prowadzić z założenia lekkie rozmowy w czasie jazdy reklamowanym samochodem. Nie wiem, czym podyktowany był akurat ten kobiecy team, bo Wellman, erudytka, jakoś nie wydaje mi się towarzysko kompatybilna z przemiłą, ale dotychczas nierozpoznaną jako intelektualistka, Bujakiewicz” – czytamy. Dotychczas wyemitowano trzy filmy, na których obie bohaterki „bzdurzą o kontaktach z fanami, o rozmawianiu przez telefon w czasie jazdy albo o tym, która z pań jest za gruba, a która za niska, albo czego słuchają podczas jazdy”. Zdaniem autorki tekstu całość jest „naciągana”, „nudna” i „sztuczna”.
Jak zauważa Małkowska-Szozda, gwiazdami nie muszą być ludzie. „W ciągu ostatniego miesiąca cztery agencje uznały, że oryginalnie będzie, jeśli w ich spotach wystąpią sarny albo jelenie. W kampanii Biedronki jeleń zapolował na myśliwego, w reklamie Tigera sarna, niejaka Żaneta z Żor, opowiada, jak Tiger ją orzeźwił, Hortex stworzył chór jelonków podziwiających Matkę Naturę, a Żubr – uratował jelenia przed skokiem w przepaść” – wymienia autorka. (ks)