Kiedy polscy politycy wypowiadają opinie dewastujące naszą reputację, nikt nie protestuje. Jeśli jednak ktoś z zewnątrz powie o nas coś niekorzystnego, wszyscy domagają się przeprosin. O grupowym narcyzmie Polaków pisze w Gazecie Wyborczej Krystyna Skarżyńska.
Jak czytamy, grupowy narcyzm to „przesadnie pozytywny obraz własnej grupy, niedający się utrzymać w świetle faktów, narażony na brak uznania przez innych”. Efektem tego jest wrogość wobec krytykujących grupę, podejrzliwość oraz interpretacja zdarzeń obojętnych jako skierowanych przeciwko grupie. Skarżyńska podkreśla, że takie zachowanie nie przynosi grupie ani respektu, ani sympatii. Zauważa też, że Polacy toczą wewnętrzną wojnę z innymi Polakami, a osoby sprawujące najwyższe urzędy często są nazywane mordercami, zdrajcami czy złodziejami. Niepochlebne opinie padają także z ust kandydatów na prezydenta i „nikt nie protestuje”. Gdy z kolei ktoś z zewnątrz powie coś negatywnego o Polakach – jak ostatnio szef FBI – wszyscy chcą przeprosin i „rzucają się do boju o honor” – podkreśla autorka.
Skarżyńska wyjaśnia też, że ta drażliwość wynika przede wszystkim z silnego zróżnicowania pozycji społecznej i przesadnie wyidealizowanego obrazu grupy. Osoby o niskiej pozycji społecznej mają wiele poniżających doświadczeń, takich jak lekceważenie czy wykluczenie, co powoduje szczególne wyczulenie na oznaki deprecjacji. Żeby podwyższyć własną samoocenę, często atakują potencjalnego „prześladowcę” – wyjaśnia specjalistka. Dodaje również, że to hierarchiczne zróżnicowanie występuje również między społeczeństwami, a Polacy sytuują siebie dość nisko, co wzmacnia nadwrażliwość na brak szacunku.
Jak czytamy dalej, psychologowie radzą, by przepracować traumy i upokorzenia – to pomoże być ufnym. Skarżyńska poleca także zaakceptowanie faktu, że „żaden naród nie składa się z samych aniołów”. „Nie doszukujmy się wszędzie złych intencji i deprecjacji, bo nie każde krytyczne spojrzenie z zewnątrz jest zniewagą, która krwi wymaga” – podsumowuje. (mb)