Platforma Obywatelska i Sojusz Lewicy Demokratycznej – to partie według dziennika Polska Metropolia Warszawska „najbardziej zaawansowane w przygotowaniach do partyjnej bitwy o internet”. PSL i PiS na razie daleko w tyle.
Od kiedy billboardy są zakazane, na pierwsze miejsce w batalii o władzę wysunęła się komunikacja w sieci. PSL chce w ten sposób dotrzeć do społeczności lokalnych, PO tworzy program wyborczy z udziałem użytkowników internetu i mocno komunikuje na Facebooku oraz Twitterze, SLD natomiast stworzył w sieci arenę do wymiany poglądów. PiS, jak czytamy w gazecie, nie ma pomysłu na cyberkampanię, ale niezmiennie twierdzi, że ma przewagę.
Najaktywniejsi w serwisach społecznościowych są rzecznik rządu Paweł Graś oraz minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski – obydwaj są obecni zarówno na Twitterze, jak i Facebooku. Program PO ma być skonfrontowany z wyborcami: „Na początku lipca chcemy przedstawić internautom jego pierwszy zarys i poprosić ich o komentarze. Liczymy, że ostateczna wersja programu powstanie z ich pomocą” – powiedziała na łamach dziennika Agnieszka Pomaska, która odpowiada za kampanię w internecie. SLD również stawia na interaktywność – w sieci dostępny jest raport „Bez obaw w dorosłość – Socjaldemokratyczny program dla młodego pokolenia”. W ten sposób Lewica chce prezentować także inne tematy – wszystko zgodnie ze strategią korzystania z internetu, której szczegółów rzecznik SLD Tomasz Kalita nie chciał jednak zdradzić. Wiadomo jedynie, że partia postawi na blogi tematyczne prowadzone przez swoich działaczy. Na szarym końcu pozostają PiS i PSL. Pierwsza, mimo że jeszcze nie ma sztabu wyborczego, twierdzi, że i tak „jest mocniejsza w sieci niż Platforma”. Druga natomiast tłumaczy, iż „aktywność w sieci nie może być uzależniona od kampanii”. Według PSL „Kandydaci, czy partie odkurzający swe witryny tylko na czas wyborów wyglądają niepoważnie” – mówił Janusz Piechociński. (es)
