Politycy coraz częściej pojawiają w mediach społecznościowych, jednak nie zawsze mogą pochwalić się trafnością wpisu i odpowiednimi zdjęciami. „W przeciwieństwie do Ameryki, u nas przyjęły się jako narzędzie komunikacji polityków z dziennikarzami” – twierdzi Bartłomiej Rak z firmy Socjomania.
Janusz Piechociński, jako jeden z nielicznych, „umie przekuć swoją obecność na Facebooku, z którego korzysta 13 mln Polaków, w popularność polityczną” – czytamy w Polityce. Jeden z jego wpisów, napisany po wyborach – „zostawcie na boku Wicepremiera, Ministra czy Prezesa. Niech we wzajemnych relacjach pozostanie Janusz i TY. Będzie mi łatwiej bowiem Politykiem, Ministrem się bywa, a Człowiekiem po prostu się jest” – polubiło 200 osób.
Jednak większość szefów polskich partii nie ma kont w portalach społecznościowych. „Zapewne pojawiałoby się tam bardzo dużo trudnych dla nich komentarzy, z których część trzeba by usuwać, a politycy nie chcą być oskarżani o cenzurowanie wypowiedzi” – ocenia Bartłomiej Rak. Ponadto politycy, którzy założyli profil, bardziej skupiają się na publikowaniu aktualności niż na nawiązywaniu dialogu. A co najczęściej komunikują? Przede wszystkim swoje zapracowanie (Piechociński: „po 14 godzinach na obrotach wreszcie w domu”), ale także starają się ocieplić swój wizerunek. Bartosz Arłukowicz opowiada o zakupach w Biedronce, zaś Janusz Palikot pokazuje bukiet piwonii, który kupił „na lubelskim podzamczu” – czytamy w gazecie. Popularnością cieszą się także zdjęcia z rodziną. Politycy dbają też o bliskość z fanami, czego przykładem mogą być wpisy Pawła Grasia („sejmowe dzień dobry z Pragi czy słonecznym z Arabii Saudyjskiej”). Czasem jednak wpisy są nietrafione, jak ten rzecznika rządu: „W drodze do Korycina napotkany na stacji rolnik zaprosił nas do siebie. Dzięki temu moja asystentka Agata miała pierwszy raz od wielu lat kontakt z krową”. (kg)
