„Adam Łaszyn, doradca wizerunkowy premiera, stwierdził w jednym z wywiadów, że nie jest spin doktorem, tylko chirurgiem wizerunku. Jakkolwiek ich nazywać, polityką rządzą doradcy i eksperci. Z tylnych siedzeń” – czytamy w Polska Metropolia Warszawska Magazyn.
„W polskiej polityce słowo »propaganda« coraz częściej zastępuje dziś »PR«. Podobnie oksymoronem bywa nadużywany termin »spin doktor«” – mówi gazecie Wiesław Gałązka, doradca i trener ds. wizerunku. Podkreśla przy tym, że dobry spin doktor to taka osoba, dzięki której polityk potrafi poprawić swój wizerunek, przyjmując odpowiednią strategię . „Właśnie dlatego najlepiej jeśli pochodzi spoza środowiska. Trudno o bezkrytyczne podejście do własnego bossa” – tłumaczy Gałązka. Jednak – jak zauważa autorka tekstu – w polityce nadużycie anglojęzycznego terminu wydaje się nieprzypadkowe. To właśnie osoby z otoczenia liderów mają największy wpływ na bieżące wydarzenia. Z tylnych siedzeń polityką sterują zaufani ludzie, którzy zwykle nie wychodzą z cienia.
I tak np. w SLD ważną rolę odgrywa zespół doradców, któremu przewodzi Tomasz Kalita. Naukowcy oraz politycy Centrum Daszyńskiego, wśród nich Katarzyna Piekarska czy Marek Balicki, tworzą według Dziedzic polityczno-eksperckie zaplecze dla partii. Od strony naukowej środowisko lewicy wspiera m.in. dr Rafał Chwedoruk. „To naukowcy, którzy bardziej lub mniej jawnie nam sprzyjają” – przyznaje w magazynie jeden z polityków SLD. Do listy autorka dorzuca jeszcze byłych współpracowników ugrupowania, którzy – mimo, że już w cieniu – nadal je wspierają.
Jakich „chirurgów” wymienia, jeżeli chodzi o zaplecze Donalda Tuska? „o końcowym kształcie komunikatów zwykle decydują Igor Ostachowicz i Paweł Graś, do których premier ma pełne zaufanie. Mimo to od wsparcia merytorycznego i w tym przypadku ważniejsze bywają podszepty zaufanych współpracowników. Do nich bez wątpienia należyWojciech Duda” – pisze dziennikarka. I dodaje, że do najściślejszego grona doradców premiera zalicza się też Grzegorz Fortuna, a politycy PO uważają go przede wszystkim za „analityka sceny politycznej”. Wspomina również o Adamie Łaszynie, jako jednym z tych, którego „podszepty” mają niebagatelne znaczenie w otoczeniu Tuska. To właśnie Łaszyn przygotował Donalda Tuska do debaty z Jarosławem Kaczyńskim w 2007 r. Jak zauważa Dziedzic, specjalista w zakresie strategii komunikacji i trener medialny na oficjalnej stronie intemetowej chwali się, że „przeszkolił dziesiątek czołowych polskich firm i osób publicznych”. Unika jednak określenia „spin doktor”. W jednym z wywiadów stwierdził, że jest raczej „chirurgiem reputacji”. Różnica miała polegać na tym, że chirurg nie przedstawia wyborcom fikcji, tylko dobiera odpowiednie elementy rzeczywistości i odpowiednio je prezentuje – czytamy w magazynie.
A co z Jarosławem Kaczyńskim? Według Dziedzic to polityk… który „na dłuższą metę” nie trzyma się żadnych starannie przygotowanych strategii. Ale jednocześnie coraz chętniej otacza się ekspertami, których często zaprasza do swojego gabinetu. A na spotkaniach pojawia się „grupa profesorska”. Jak zdradza dziennikarka, należą do niej m.in. profesorowie: Andrzej Zybertowicz, Barbara Fedyszak-Radziejowska, a ostatnio przede wszystkim prof. Piotr Gliński. „Grupa profesorska się sprawdza, formuła doradcza działa na poziomie koncepcyjnym” – mówi poseł Pis. I podsumowuje: „Najważniejsza jest jednak opinia samego przewodniczącego”. (es)