Otrzymanie mandatu poselskiego oznacza początek zmagań młodych polityków o uwagę mediów. Jedni stosują „metodę na pracowitość”, drudzy – „na ideę”. Nieobce są im także metody: „na niechcący”, „na bunt” i „na Twittera”. Bywa, że popularność budowana jest wokół stwierdzenia „Nieważne, jak o nas mówią, ważne, że z nazwiska” – czytamy w magazynie Polska Metropolia Warszawska Magazyn.
„Metoda na pracowitość” polega na „zaliczeniu” jak największej liczby wystąpień sejmowych na temat dowolny. W tej kategorii prym wiódł poseł Jerzy Gosiewski z PiS-u, który wygłosił kilkaset wystąpień w poprzedniej kadencji. Jednak jego popularność nie wzrosła. Tą drogą podąża również młoda posłanka Ewa Kołodziej z Platformy Obywatelskiej, która porusza wszelkie możliwe kwestie: od zdrowego odżywiania młodzieży po sprawy dotyczące Białorusi. Można też podążyć metodą „na ideę”, tak jak to zrobił Artur Górski, afirmując intronizację Chrystusa jako Króla Polski. Jednak niezauważalnie może przerodzić się to w formę „na niechcący”. Przykładem jest tu Dariusz Joński, młody rzecznik SLD. Popularność zdobył dzięki odpowiedziom na pytania z historii, zadawane przez dziennikarzy TVN24. I tak według Jońskiego powstanie warszawskie odbyło się w 1988, a stan wojenny wprowadzono rok później.
Popularności przybywa także w metodzie „na bunt”, dzięki której wypromował się Łukasz Gibała, przechodząc z PO do Ruchu Palikota. Skrytykował swoją partie, naraził się na gniew premiera, następnie założył zespół parlamentarny ds. wolnego rynku, by ostatecznie ogłosić swoje przejście do RP. Można też podążać z duchem czasu i udzielać się w mediach społecznościowych. „Żeby polityk był w stanie przebić się w sieci, już nie starczy mu aktualizowany raz na tydzień profil na Facebooku. Blog to też już raczej tylko archiwum większych wypowiedzi” – ocenia Witold Głowacki, autor tekstu. Teraz rzesze odbiorców zdobywa się na Twitterze, gdzie polityczna dyskusja toczy się niemal w rzeczywistym czasie. (kg)