Czy PR-owiec może promować polityków, których poglądów nie popiera? „Każdy ma kredyt, leasing, rodzinę. Za duże pieniądze podjąłbym się rewitalizacji marki Młodzież Wszechpolska” – odpowiada w Gazecie Wyborczej były doradca Donalda Tuska.
Renata Grochal i Wojciech Szacki w tekście „Kto nie piaruje, ten ginie” podkreślają, że dziś żaden polityk nie może obejść się bez PR-owego doradcy. „Sprawa ACTA pokazała, że próbowaliśmy porozumieć się z młodymi z poziomu geriatrii. To z góry skazane na porażkę. O wyniku następnych wyborów będą decydować ludzie w wieku 40 lat i musimy znaleźć z nimi wspólny język” – mówi jeden z PR-owców Tuska, Szymon Milczanowski, który niegdyś pracował w biurze prasowym Leszka Balcerowicza i Sławomira Skrzypka. Teraz doradza ministrowi Rostowskiemu. Twierdzi, że PR-owiec powinien pozostawać w cieniu. Polityków, z którymi pracuje, nazywa „produktami”. Jego credo to nie zmieniać „produktu”, bo to się nie opłaca. Dlatego nie próbował odwodzić Rostowskiego od ostrych wystąpień w Sejmie albo ujawnienia swojego konserwatyzmu w sprawach światopoglądowych, np. tego, że jest za zakazem in vitro, co zaskoczyło większość PO – czytamy w dzienniku.
„Niektórym się wydaje, że dobry PR jest wtedy, gdy powiedzą politykowi: załóż niebieską koszulę, to dobrze wypadniesz w telewizji. Ale to ślepa uliczka, bo PR-owiec nie powinien zmieniać osoby, z którą pracuje. Takie kłamstwo zawsze wyjdzie” – przestrzega Milczanowski. Przyznaje, że jego podopieczni obrażają się, gdy musi im zwrócić uwagę typu: „Obetnij paznokcie, umyj włosy, użyj nitki dentystycznej”. Według Piotra Mościckiego o sukcesie w PR decydują dwie sprawy. „Po pierwsze – musisz mieć wielką bazę kontaktów i dobre relacje z mediami. Po drugie – intuicja. Jeśli jej zabraknie, wszystko na nic” – mówi. Na dowód podaje przykład z ostatnich wyborów do Sejmu, kiedy to Grzegorz Napieralski poszedł z córkami do księgami, by kupić wyprawkę do szkoły i pokazać, jak jest drogo. „W teorii świetny pomysł, tyle że dziewczynki na widok kamer i dziennikarzy prawie się popłakały. Wyszło fatalnie. Zabrakło intuicji” – zaznacza Mościcki. Zapytany o PR-owy majstersztyk, podaje kampanię prezydencką Jarosława Kaczyńskiego. To, że Polacy uwierzyli w jego „dobrotliwość” uważa za „cud nad Wisłą”. Największą klapą z kolei była jego zdaniem komunikacja rządu w sprawie ACTA. Za dobry PR chwali ministra Sławomira Nowaka. Inny rozmówca gazety zdradza: „Dobry PR jest nie wtedy, gdy się powie, że 2+2=4. Dobry jest wtedy, gdy się powie 2+2, a odbiorca sam wykona dodawanie. Jego wynik uzna za myśl własną i będzie do niej przywiązany. Chodzi o stworzenie sieci takich ludzi. Dobry PR to zapobieganie pożarom, nie ich gaszenie”. (es)