„Dzień dobry, czy informacja prasowa dotarła” – to jedno z najbardziej znienawidzonych przez dziennikarzy zdań, które – co gorsza – słyszą kilka razy dziennie.
Owiany złą sławą follow–up to jedno z podstawowych narzędzi, które ma sprawdzić skuteczność naszej informacji prasowej. Niestety w większości firm i agencji (nie)popularna obdzwonka jest prowadzona jak praca przy taśmie. Kilku pracowników na akord chwyta za telefony i hurtowo obdzwania dziennikarzy, co zwykle kończy się lawiną błędów.
1. „Czy dotarła”, czyli brak konkretów – pytanie o to czy informacja prasowa dotarła, nie jest dobrym początkiem rozmowy. Nie budzi zainteresowania, a wkurza, zwłaszcza, że jest zadawane przez różne firmy i firemki po kilka razy dziennie.
2. „A o czym jest”, czyli nieznajomość tematu – jeśli już udało nam się zainteresować materiałem, warto znać nieco więcej niż tytuł informacji i jej lead. Znów – nic tak nie denerwuje, jak strata czasu wywołana przez nieprzygotowanego rozmówcę.
3. „A kiedy będzie”, czyli nieznajomość trybu pracy – dziennikarze też pracują „na deadlineach”. Ich terminy i rytm pracy zwykle wyznacza cykl wydawniczy. Bez znajomości redakcyjnych terminów nie powinniśmy chwytać za słuchawkę. Co więcej, nie powinniśmy nawet wciskać „wyślij”.
4. „Musi Pan/Pani opublikować” – dziennikarz nic nie musi. KROPKA
Źle przeprowadzony follow–up niestety często zamyka drogę do publikacji. Co więcej, złe wrażenie zostaje. Dziennikarze pamiętają nieprofesjonalnych rozmówców, ich firmy czy agencje, które reprezentują. „Obdzownka” powinna być czymś więcej niż kopią „call center”. W jaki sposób z tego, z pozoru nieprzyjemnego obowiązku, zrobić dobrze funkcjonujące narzędzie do zbudowania relacji z kluczowymi dziennikarzami i poznania ich potrzeb?
Bartosz Sawicki