Niepoprawna składnia, zero wiedzy na temat firmy, brak taktu i pranie brudów z poprzedniego miejsca pracy plus niezbyt porywające odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego właśnie Ciebie mielibyśmy zatrudnić?” – oto najczęściej popełniane błędy przez szukających pracy w PR. O tym, co zjedna nam rekrutera, a co go do nas zniechęci, opowiedzieli PRoto.pl przedstawiciele: Eskadry Publiki, Randstad, Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych i PRS.
Lojalna Jola
Jednym z podstawowych błędów jest ujawnianie podczas rozmowy szczegółów będących tajemnicą służbową byłego pracodawcy/klienta lub negatywne wypowiadanie się na ich temat. Bez względu na powody naszego rozstania, zawsze jest to uznawane za faux pas. Rekruter traktuje takie zachowanie jako przedsmak tego, w jaki sposób będziemy opisywali jego firmę po zakończeniu współpracy. Barbara Labudda, prezes zarządu w agencji Eskadra Publica, za zupełnie niedopuszczalne uznaje przekazywanie plotek, czy „wyciąganie brudów”. „Kandydatom może wydawać się, że w ten sposób zrobią wrażenie osób zaufanych, które dużo wiedzą o sprawach firmowych z poprzedniego miejsca pracy, a efekt jest odwrotny. Wychodzą na ludzi mało taktownych” – tłumaczy. „Bądźmy dyskretni i dyplomatyczni, bo tego wymaga nie tylko dobre wychowanie, ale i uprawiany zawód” – apeluje Małgorzata Sacewicz-Górska, PR manager z Randstad. Podkreśla, że uzasadniona tajemnicą odmowa udzielenia odpowiedzi tylko zjedna nam przychylność podczas rozmowy.
Kandydaci zapominają również, by przed spotkaniem dowiedzieć się czegoś więcej na temat firmy, do której aplikują, czy na temat osoby, która będzie prowadziła rozmowę. Tymczasem zapoznanie się ze stroną internetową czy informacjami zamieszczonymi w biurze prasowym, znajomość branży to absolutna podstawa. „Warto również przejrzeć serwisy w poszukiwaniu tego, w jaki sposób firma jest opisywana przez media oraz jakimi kanałami stara się do nich dotrzeć. Upewnijmy się, czy posiada swoje profile w serwisach społecznościowych” – zdradza Sacewicz-Górska. Aplikanci według niej powinni być przygotowani na to, że podczas spotkania nie tylko zostaną zapytani o prowadzone dotychczas projekty, ale również o swoje spostrzeżenia dotyczące obecnego sposobu działania i prowadzenia komunikacji. „Nie ma nic bardziej dojmującego niż kandydat, który na pytanie »Co Pani/Pan wie na temat naszej agencji?« odpowiada: »Na razie nie za dużo szukałem w tym temacie, ale na pewno dowiem się, jak już mnie Państwo zatrudnicie” – twierdzi Labudda. Sprytne przemycenie podczas rozmowy informacji na temat zdobytych przez firmę nagród, jej klientów etc. się opłaca – jesteśmy wówczas postrzegani jako bardziej profesjonalni. Dlaczego? Bo pokazujemy w praktyce, że nie tylko umiemy przygotować się do spotkania, ale i poważnie traktujemy daną firmę i proces rekrutacyjny.
PR-owcy nie gęsi, swój język mają
W myśl powszechnie panującej zasady, że dobry PR-owiec doskonale posługuje się językiem, warto poćwiczyć przed spotkaniem sztukę umiejętnego wysławiania się. Niedostatki kandydata na ogół ujawniają się w pozornie nieistotnych szczegółach. Andrzej Multanowski wylicza takie przykłady: używanie formy „tą” zamiast „tę”, słowa „ilość” zamiast „liczba”, „rozumię” zamiast „rozumiem” itp. Twierdzi, że tego typu błędy w mowie będą przejawiały się w problemach np. z poprawnym napisaniem tekstu informacji prasowej. „Słysząc zatem kaleczącego język polski kandydata, staramy się raczej nie wchodzić na tę minę” – podkreśla. Zgadza się z nim przedstawicielka Publiki: „Jeśli kandydat notorycznie popełnia błędy w trakcie mówienia, to raczej trudno oczekiwać, by umiał dobrze pisać”. Co ciekawe, a jednocześnie zaskakujące, jednym z najczęstszych błędów, z jakimi miała styczność Labudda, jest zła wymowa zwrotu…public relations. „Wielokrotnie słyszałam, że ktoś chciałby pracować w agencji public »relation«” – mówi. Dla Dariusza Marszałka, szefa zespołu ds. promocji i marketingu z KDPW, to, jak aplikant się wysławia, stanowi „doskonałą weryfikację umiejętności radzenia sobie w sytuacjach stresowych”. Dzięki temu – jak zaznacza – można sprawdzić, jak dana osoba będzie sobie radzić pod presją, np. w sytuacji kryzysowej, kiedy będzie odpowiedzialna za komunikację.
PR-owiec coraz częściej musi swobodnie mówić także w języku obcym. Na spotkaniu rekrutacyjnym powinien z łatwością napisać tekst lub go przetłumaczyć, bez problemu przejść podczas rozmowy na język np. angielski. Dobrze, by wtedy wykazał, że zna kilka słów i zwrotów z tzw. języka branżowego, ale nie zawsze to jest konieczne. Stopień trudności zależy od tego, jakich klientów obsługuje firma.
Humor z zeszytów – dlaczego chce Pan/Pani u nas pracować?
Nawet najlepsze wrażenie zniweczy brak przygotowania. Niestety do nierzadkich „kwiatków” należą sytuacje, w których kiepsko motywujemy swoją chęć podjęcia pracy w wybranej firmie. Weźmy na przykład dziewczynę – z „naprawdę ciekawym CV”, wykształceniem socjologicznym, praktykami w mediach, agencjach PR i reklamowych. Na pytanie (rozmowa kwalifikacyjna w Eskadra Publica), dlaczego chce pracować akurat w agencji PR, odpowiedziała rozbrajająco szczerze: „Wie Pani, tak naprawdę to moim marzeniem zawsze była praca w reklamie, ale nie udało mi się dostać do żadnej dobrej agencji reklamowej, więc pomyślałam, że może chociaż w PR ktoś mnie przyjmie”.
Barbara Labudda wspomina jeszcze jeden przypadek podobnej argumentacji. „No myślałem, że uda mi się tego uniknąć i od razu dostać się do jakiejś porządnej korporacji, ale tam wszędzie pytają o doświadczenie w agencji, więc chyba jednak będę musiał ten etap zaliczyć” – wyznał ostatnio jeden z kandydatów na PR-owca. „Każdemu rekrutującemu aż serce rośnie, gdy słyszy tyle zapału” – komentuje prezes zarządu Publiki.
Zaskocz nas
Właściciel PRS Andrzej Multanowski radzi młodym specjalistom od wizerunku, by „mniej się kreowali” i „w mniejszym stopniu zwracali uwagę na to, jacy są fantastyczni i jakie mają bogate doświadczenie (co nie zawsze jest zgodne z prawdą)”. Uważa, że lepiej byłoby, gdyby więcej czasu poświęcili na sprawdzenie, do jakiej firmy przychodzą i zastanowili się, na ile ich wiedza i umiejętności są zbieżne z jej specyfiką i potrzebami. Według Labuddy, jeśli ktoś marzy o pracy w konkretnej agencji i chce być przez nią zauważony, powinien ją zaskoczyć. Warto przygotować na taką okazję coś naprawdę specjalnego, np. wysyłkę kreatywną. „Raz tylko spotkałam się z tym, by młoda osoba z własnej inicjatywy przesłała kurierem rzecz promującą ją jako potencjalnego pracownika. To była ciekawa, ręcznie robiona konstrukcja nawiązująca do nazwiska kandydatki i zrobiła tak duże wrażenie, że dziewczyna dostała pracę, pomimo że w tamtym czasie nie było akurat żadnej rekrutacji” – wspomina.
Na koniec uwaga: jeśli czujemy, że wypadliśmy naprawdę dobrze, trzymajmy fason do samego końca! Nie warto przekreślać swojej szansy w ostatniej minucie. W chwili, gdy to my dostaniemy okazję, by zadać pytanie pracodawcy, nie marnujmy go na: „Jaki ma Pani znak Zodiaku?” (z życia pewnego wydawnictwa). Takie zaskoczenie okaże się bowiem niemiłe dla obydwu stron.
Edyta Skubisz
Przeczytaj również część 1