Kasjerzy, zastępcy kierowników oraz kierownicy 20 sklepów sieci Biedronka przez jeden dzień pracowali z podłączonymi czujnikami do mierzenia wysiłku fizycznego. Były to holtery, czyli urządzenia, które służą do pomiarów pracy serca – pisze Martyna Kośka na money.pl.
„Urządzenia zakładano nam w pokoju socjalnym, do którego każdy mógł swobodnie wejść. Noszenie ich wymagało zdjęcia przez kobiety biustonoszy” – mówił w rozmowie ze źródłem jeden z kasjerów. Dodał, że osoby zakładające kobietom urządzenia, obwiązywały je bandażami – czytamy.
Zdaniem kasjera, przedstawiciele firmy, która przeprowadzała pomiary, nie wylegitymowali się, a pracowników sklepu nikt nie pytał, czy chcą wziąć udział w badaniu. Jedynie poprzedniego dnia zostali poinformowani, że osoby z zewnątrz będą przyglądać się ich pracy, ale „nie było mowy o zakładaniu urządzeń” – czytamy dalej.
Inny z pracowników Biedronki powiedział, że nikt nie powiedział mu, czemu mają służyć te pomiary – podaje źródło.
Serwis Money.pl otrzymał oświadczenie od przedstawicieli sieci. Potwierdzili, że takie badanie miało miejsce w 20 placówkach, a jego celem było sprawdzenie, jak ciężko pracują kasjerzy – czytamy.
„Służy ono dwóm głównym celom: określeniu kosztu energetycznego na poszczególnych stanowiskach, co jest wymagane przez prawo pracy, oraz późniejszej analizie tych wyników i ewentualnemu wprowadzaniu zmian korzystnych dla pracowników, np. w systemie pracy sprzedawców” – źródło przytacza fragment przesłanego oświadczenia.
Przedstawiciele sieci Biedronka dodali, że od lat przeprowadzają takie pomiary. Zajmuje się tym Instytut Medycyny Pracy im. Prof. J. Nofera z Łodzi. Jak dotąd, pracownicy mieli przeciwko badaniom nie protestować – czytamy.
W oświadczeniu dodano również, że tym razem pracownicy dwóch sklepów z 20 złożyli skargę i może to wynikać z niewłaściwego procesu komunikacji między przełożonymi i badaczami z łódzkiego Instytutu a kasjerami – czytamy dalej.
Redakcja money.pl informuje natomiast, że udało jej się dotrzeć do pracowników z trzech różnych sklepów sieci Biedronka i ich relacje były do siebie podobne. Mówili o braku informacji na temat celu pomiarów, o zakładaniu urządzeń w pomieszczeniu socjalnym czy obowiązkowym zdejmowaniu biustonoszy.
Jak podaje źródło, w sprawie interweniował również związek zawodowy „Solidarność ’80”, który poprosił przedstawicieli sieci Biedronka o wyjaśnienie, dlaczego pracownicy nie zostali poinformowani o celu i metodzie pomiarów.
Prof. Alicja Bortkiewicz z Instytutu Medycyny Pracy imienia prof. J. Nofera z Łodzi w rozmowie z money.pl, powiedziała, że takie badania są regularnie przeprowadzane w różnego rodzaju zakładach pracy i wykonuje się je po to, aby ułatwić pracownikom wykonywanie obowiązków.
„Wyniki są poddawane analizie, a na podstawie opracowanego raportu proponujemy zmiany, które pracodawca może wprowadzić w firmie, tak by maksymalnie odciążyć pracowników i tym samym, chronić ich zdrowie” – powiedziała w rozmowie ze źródłem prof. Alicja Bortkiewicz.
Odniosła się również do warunków, w jakich przeprowadzono badanie w sklepach Biedronka i przyznała, że to firma zlecająca pomiary wyznacza pomieszczenie, w którym pracownikom zakłada się holtery – czytamy.
Jeden z prawników, którego źródło poprosiło o komentarz, przyznał, że dotąd nie słyszał o tego rodzaju sposobie badania pracowników, jaki wykorzystała Biedronka i zastanawiał się, jak pracodawca przetwarza pozyskane w wyniku pomiarów dane osobowe.
„Problemem nie jest tu więc stricte to, że badanie przeprowadzono, ale wybór metody. Badanie holterem sprawia bowiem, że wykonująca je firma oraz Biedronka dostają pełną informację o stanie zdrowia pracownika. A to już dane wrażliwe, którymi niekoniecznie kasjerzy chcą się dzielić” – konkluduje Martyna Kośka, autorka tekstu. (pp)