Dla władzy wrogiem są bowiem społeczne nastroje. Jednak „chińska machina propagandowa została właśnie obnażona” – pisze newsweek.pl.
Okazuje się, że władze w Chinach zatrudniły nawet 2 miliony osób, należących do nieformalnej grupy reżimowych trolli „Fifty Cent Party”. Jej członkowie w ramach współpracy z rządem mają produkować 488 milionów postów na rok – podaje źródło. Nie chodzi jednak o byle jakie treści. Komentatorzy mają moderować internetowe dyskusje w taki sposób, by społeczeństwo myślało zgodnie z wolą chińskiej władzy.
Skąd to wiadomo? Z opublikowanego 17 maja 2016 roku tekstu „Jak chiński rząd fabrykuje posty w mediach społecznościowych w celu odwrócenia uwagi użytkowników bez wszczynania sporów” zespołu prof. Gary’ego Kinga z Uniwersytetu na Harvardzie.
Wszystko zaczęło się od anonimowego blogera o pseudonimie Xiaolan. Jak czytamy, dzięki niemu „badacze dotarli do pliku 2300 obszernych dokumentów, które w 2013 i 2014 roku przygotowywali współpracownicy „Fifty Cent Party” i wysyłali do urzędu do spraw propagandy w sieci w prowincji Jiangxi”. Specjaliści z Harvardu sprawdzili autentyczność materiałów, by wreszcie móc zacząć badać empirycznie posty tych, którzy znaleźli się na liście m.in. z nazwiskami, adresami, zdjęciami, screenami wpisów i adresami IP – podaje Newsweek.
Polski serwis, opierając się na informacjach zawartych w publikacji, podaje, że grupa trolli to co najmniej – 250 tys. osób, a nawet 2 miliony. Co więcej, należeć mają do niej ludzie pracujący na uczelniach, w mediach czy ci, których uznaje się w Chinach za opozycjonistów.
Dowiadujemy się również, że nazwa „Fifty Cent Party” może nie być przypadkowa i oznaczać cenę za komentarz napisany przez trolla. Prof. King w publikacji dzieli się swoimi przypuszczeniami, jednak nie przedstawia dowodów, które miałyby potwierdzać, że komentatorzy otrzymują jakąkolwiek zapłatę. Zwłaszcza, że dla urzędników pisanie postów należy do ich obowiązków – czytamy.
„Wielki szacunek dla tych, którzy wnieśli ogromny wkład w rozwój i sukces chińskiej cywilizacji! Bohaterowie narodu są nieśmiertelni” – to przykładowy komentarz jednego z przedstawicieli „Fifty Cent Party”. Z publikacji prof. Kinga można dowiedzieć się, że trolle nie prowokują i nie obrażają innych internautów. 80 proc. postów ich autorstwa jest patetycznych i górnolotnych, 13 proc – zawiera argumenty, z którymi niełatwo dyskutować.
Co więcej, autor „Jak chiński rząd fabrykuje…” podkreśla, że trollom nie chodzi o maksymalne ograniczenie krytyki rządu. Ich celem jest jedynie „łagodzenie wydźwięku dyskusji”. „Większość postów jest uduchowiona i nasycona uwielbieniem dla powszechnie przyjętych wartości. Według nas to z góry ustalona strategia, która ma na celu odwrócenie uwagi użytkowników od krytyki, zażaleń i ewentualnych masowych fal niezadowolenia” – zaznaczają autorzy tekstu. Ich zdaniem rząd w Chinach najbardziej obawia się społecznych nastrojów, nie zaś „wrogów wewnętrznych” – informuje Newsweek.
Na koniec czytamy, że eksperci z Harvardu na czele z prof. Kingiem na podstawie zebranych danych opracowali algorytm, który pozwolił namierzyć trolli na Weibo – największym chińskim portalu społecznościowym. Specjaliści skontaktowali się z nimi i choć wątpili, że na zadane pytania typu: „Widziałem twój komentarz, bardzo mnie podniósł na duchu. Chciałem zapytać, czy twoje stanowisko zostało podyktowane czyimiś instrukcjami?” otrzymają odpowiedź, aż 59 proc. trolli przyznało się do współpracy z władzami Chin. (ak)