Rola posła Jerzego Fedorowicza w serialu TVN „Przepis na życie” podzieliła sejmowe korytarze – informuje Gazeta.pl. Według jednych „takie wygłupy” nie przystoją politykowi. Inni uważają, że Fedorowicz-aktor „jest cudowny”, a odcinek bez niego – „stracony”.
Fedorowicz jako serialowy srogi generał, który jest zwolennikiem „krótkiej musztry”, ma swoich fanów na Wiejskiej. Niestety nie przypadł do gustu niektórym kolegom z partii. „Żeby ta postać była choć sympatyczna, tolerancyjna, taka w duchu Platformy… Ale nic z tego. My walczymy o emerytury, związkowcy protestują pod Sejmem, a nasz polityk bryluje w grotesce! Wiem, że jest aktorem i to jego zawód, mimo wszystko czuję pewien dyskomfort. Jak on będzie potem odbierany przez naszych wyborców podczas oficjalnych politycznych wystąpień?” – pyta w portalu jeden z działaczy PO, który chce pozostać anonimowy.
Niebezpieczeństwo w łączeniu roli polityka i aktora widzi także Małgorzata Jantos, radna PO i filozof. „Ludzie coraz częściej nie rozróżniają rzeczywistości sztucznej od prawdziwej. Zdarzają się przecież przypadki proszenia o receptę aktora, który gra lekarza. Dlatego Jerzy Fedorowicz musi uważać, by nie wcielić się kiedyś w postać szalbierza czy defraudanta, bo przy następnych wyborach może spotkać się z mniejszą sympatią” – mówi. Coś w tym jest, bo sam Fedorowicz przyznał: „Gdy ostatnio wszedłem do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, powitano mnie słowami: »Panie generale«”. Jednak jak przekonują dziennikarze portalu, na razie poseł problemów z utratą autorytetu nie ma: wczoraj został jednogłośnie wybrany na przewodniczącego Rady Fundacji Pomocy Polakom na Wschodzie. (es)