Podczas procesu rekrutacyjnego amerykańskie uczelnie biorą pod uwagę nie tylko życiorysy kandydatów, wyniki w nauce czy ich szczególne osiągnięcia. Jak się podaje latimes.com, przedstawiciele komisji przeglądają również… profile kandydatów na Facebooku czy Twitterze.
Serwis StudentAdvisor.com podaje, że zdarzały się już przypadki gdy internetowa działalność kandydata uprzedzała do niego komisję rekrutacyjną. Efekt? Drzwi wymarzonej uczelni pozostawały dla potencjalnego studenta zamknięte. „Myślę, że zawsze lepiej się zabezpieczyć, niż potem żałować” – mówi Allison Otis odpowiedzialna za rekrutację na Harvard. Jak twierdzi, regularnie przegląda profile przyszłych kandydatów na Facebooku i Twitterze w celu weryfikacji ich wizerunku.
Dean Tsouvalas z portal StudentAdvisor.com radzi studentom, by wykorzystali inwigilację komisji na swoją korzyść. Jego zdaniem mogą w tym celu śledzić i lubić profile uczelni w mediach społecznościowych oraz promować swoje talenty, np. na blogu czy w serwisie YouTube, a następnie wspomnieć o tym w aplikacji na studia. (iw)