Jak czytamy w Financial Times, „branża PR zdaje się wszechobecna, ale nadal istnieją firmy, które świadomie ograniczają rolę swoich działów komunikacji lub w ogóle ich nie mają oraz nie zatrudniają zewnętrznych agencji”. Okazuje się, że tego typu firmy możemy znaleźć nawet w setce największych spółek notowanych na londyńskiej giełdzie.
Zdaniem Petera Hargreavesa, założyciela firmy doradczej Hargreaves Lansdown należącej do indeksu FTSE 100, PR-owcy dostarczają „bezbarwne informacje”. Dlatego Hargreaves nie zatrudnia żadnego specjalisty ds. komunikacji. Z mediami komunikuje się jego pięciu managerów. Każdy zajmuje się oddzielnym obszarem działalności firmy.
Z PR-owcami nie współpracują także takie tuzy światowych finansów jak Warren Buffett (za współpracę z mediami odpowiada jego asystentka Debbie Bosanek) czy właściciel Tesla Motors Elon Musk. Choć, jak czytamy, jego futurystyczne pomysły jak Hyperloop sprawiają, że Musk sam jest „chodzącą maszynką od PR-u”.
Weteran świata finansów Jon Moulton sceptycznie podchodzi do korzyści, jakie płyną ze współpracy z PR-owcami. Sam kontaktuje się z dziennikarzami. „Staram się być tak otwarty, jak tylko jest to możliwe. Odkryłem, że nie ma problemów z dziennikarzami, o ile jesteśmy wobec nich szczerzy” – zaznacza Moulton. W odróżnieniu od wielu swoich kolegów z branży twierdzi on, że bycie „niewidzialnym” i „skrytym” nie jest dobre dla biznesu.
Mimo tych przykładów branża PR w USA trzyma się mocno. Według statystyk amerykańskiego Biura ds. Zatrudnienia, do 2022 roku przybędzie ponad 27 tys. miejsc pracy dla PR-owców. W samym 2010 roku w USA wydano na PR ponad 57 mld dolarów. (ks)