Zdaniem medioznawcy, prof. Piotra Przytuly, po ujawnieniu afery wytworzył się klimat, w którym to media były obwiniane za jej wybuch. „Dziennikarz nie jest rzecznikiem rządu ani jego przyjacielem. Dziennikarz powinien być dla rządu cierniem w czterech literach” – powiedział w wywiadzie dla tygodnika Wprost.
Przytula zaznacza jednak, że dziennikarz nie powinien od samego początku „wchodzić w buty oceniających” – od tego jest opinia publiczna. Zadaniem premiera Donalda Tuska, z kolei było zażegnanie kryzysu w sposób błyskawiczny. Czy publikacja taśm obniża standardy etyczne? To pójście na łatwiznę – kontynuuje Przytula. „To prawda, taśmy są nielegalne, jeśli ludzie chcą się nad tym zastanowić, to dobrze. Ale jeśli ludzie myślą, że treść nagrań jest ważna, że idą za nią pewne pytania i jakaś odpowiedzialność, to trzeba to brać pod uwagę” – dodaje.
Jak czytamy, do zadań dziennikarzy należy kontrolowanie zachowań rządu.Przytula parafrazuje słowa Richarda Nixona, byłego prezydenta USA, którzy powtarzał, że „opinia publiczna odnosi najwięcej korzyści, jeśli relacja między mediami a rządem jest relacją rywalizacji”.
Medioznawca porusza także problem wiarygodności mediów, gdy te otrzymują pieniądze za reklamy rządowe. Jego zdaniem to problem polskich mediów, bo w Stanach robią to korporacje. W wywiadzie przypomina historię, gdy w Los Angeles Times opublikowano krytyczny tekst o General Motors. Korporacja, która była też reklamodawcą gazety, miała przez artykuł kłopoty. Dlatego wycofali reklamy o wartości 20 min dolarów. „Ale gazeta wciąż istnieje, więc ostatecznie musiała zbilansować te straty w formie innych korzyści, takich jak wzrost czytelnictwa. W końcu dla niej działanie w interesie czytelnika to dobry PR” – czytamy dalej. (mw)