Liczba turystów na Wyspach Owczych podwoiła się w ciągu ostatnich ośmiu lat. Głównym powodem dużego zainteresowania tym miejscem są prowadzone w mediach społecznościowych kampanie, które pokazują jego piękno. Większość rozsławionych przez influecnerów terenów jest jednak własnością prywatną, gdzie nie ma automatycznego prawa do spacerowania. Niektórzy rolnicy, chcąc wykorzystać ten fakt, postanowili zarobić na stale rosnącej liczbie turystów – pisze theguardian.com.
Jak informuje źródło, opłaty zostały wprowadzone w kilku popularnych dla zwiedzających miejscach, w tym nad „pływającym jeziorem” w Trælanipa, laguną w Saksun i morskimi kominami w Dunnesdrangar. Latem 2024 roku turyści będą płacić także za wspinaczkę na najwyższy szczyt Wysp Owczych, Slættaratindur, mający 880 metrów wysokości. Opłata wynosząca 60 funtów jest natomiast pobierana za wstęp na najbardziej wysuniętą na Zachód wyspę, Mykines, która ograniczyła dostęp do obszarów lęgowych maskonurków przyciągających wiele tysięcy turystów. Właściciele terenów uważają, że pieniądze są rekompensatą za zakłócanie działalności rolnictwa i funkcjonowania dzikiej przyrody.
Turystyka to dla Wysp Owczych źródło prawie 100 mln funtów rocznie. Mieszkańcy wysp to zaledwie 55 tys. osób, a odwiedzających jest już niemal 110 tys. rocznie. Nowa strategia turystyczna, uruchomiona w listopadzie 2023 roku, ma na celu wykorzystanie idei, według której zarówno dla mieszkańców, jak i odwiedzających, wyspy ucieleśniają koncepcję „Heim”, czyli domu – czytamy. (ao)