W felietonie Krystiana Dudka czytamy „W tegorocznym rankingu antyrzeczników miesięcznika Press, tradycyjnie prym wiodą rzecznicy ministerstw. Niewielu tu przedstawicieli podmiotów komercyjnych. Ten wynik nie powinien jednak dziwić. Dlaczego?”
No właśnie dlaczego? Ano dlatego, że rzecznicy pracujący w największych urzędach, w przeciwieństwie do rzeczników podmiotów komercyjnych, są niekompetentni albo – co nie wiem, czy nie gorsze – po prostu wredni lub mają cechy autodestrukcyjne i dlatego robią wszystko, aby pracować jak najgorzej. Tak można trochę ironicznie (za co przepraszam) streścić dość długi tekst poświęcony rankingowi Pressa. Zresztą, aż się chce dodać – przecież wszyscy o tym doskonale wiemy. I tu autor powinien mrugnąć okiem do czytelnika.
Nie jestem zwolenniczką uproszczeń i obserwuję w sobie naturalny sprzeciw wobec dyskredytowania jednej grupy przez drugą, dlatego chciałabym nieśmiało zaznaczyć, że trochę się z autorem nie zgadzam. Odrobinę mi z tym niezręcznie, bo chcąc nie chcąc występuję w roli rzecznika rzeczników i to rządowych. Tymczasem nie mam ku temu ani kwalifikacji (nigdy nie pracowałam w urzędach centralnych), ani aspiracji. Zwyczajnie mam pewne wątpliwości.
Po pierwsze nie rozumiem, dlaczego „z wynikami badania nie ma co dyskutować, ukazują smutne realia komunikacyjne”. Moim zdaniem dyskutować warto. Warto też zawsze stawiać pytania. Na przykład o to, z kim na co dzień współpracują dziennikarze, którzy brali udział w głosowaniu i kogo mieli oceniać. Jeśli do rankingu wskoczyli rzecznicy, którzy zostali wskazani przez trzech dziennikarzy, a ci dziennikarze na co dzień zajmują się tematami politycznymi, to przepraszam, ale chyba nic w tym dziwnego, że w tym rankingu nie ma rzeczników podmiotów komercyjnych. Dlatego nie świadczy to według mnie o kiepskim poziomie komunikacji w administracji, tylko o ocenie rzeczników właśnie najważniejszych instytucji w kraju.
I tu dochodzimy do drugiej wątpliwości. Nie wiem, czy autor nie poszedł trochę na skróty, wysuwając na podstawie raportu Pressa wniosek o „wyższości” rzeczników podmiotów komercyjnych nad rządowymi. W moim odczuciu taka teza byłaby uprawniona przy rankingu rzeczników, w którym głosowaliby w równych proporcjach dziennikarze na co dzień współpracujący, i z rządówką, i z sektorem komercyjnym.
Jest jeszcze druga wątpliwość, nie wiem, czy nie fundamentalna – jak możemy przeczytać w Pressie, dziennikarze oceniali „rzeczników partii, urzędów, instytucji publicznych, spółek z udziałem Skarbu Państwa”.
Czy fakt, że jako rzeczniczka samorządu województwa nie znalazłam się w tym rankingu, powinnam odbierać jako sukces? Trochę absurdalne, nieprawdaż?
Abstrahując jednak od puenty felietonu, nie bardzo kupuję też porównywanie komunikacji w największych i najważniejszych instytucjach w kraju do pracy w podmiotach komercyjnych. Przepraszam, ale to zupełnie dwie różne rzeczy. I nie chce tu absolutnie wartościować, tylko zwrócić uwagę na odmienne profile i uwarunkowania działań. Mam też na myśli barometr napięć i tempo zdarzeń. Oczywiście, w firmach bywają kryzysy o których się urzędom nie śniło. Jednak w codziennej pracy, śmiem twierdzić, że rzecznicy urzędów centralnych są na ciągłym pierwszym froncie. A to ma swoje konsekwencje.
Zresztą sam autor zwraca na to uwagę mówiąc, że „w podmiotach komercyjnych obowiązuje zasada – wyróżnij się albo zgiń, współpracuj z mediami, bo one dają masowy zasięg.” Instytucje o uwagę zabiegać aż tak nie muszą – są za to na ciągłym celowniku i to cenzurowanym.
Nigdy nie współpracowałam z rzecznikami z rankingu Pressa i nie wiem, jak pracują. Znam wielu dziennikarzy, którzy typowali w rankingu i wiem, że są to jedni z najlepszych w branży. Nie zapominajmy jednak, że rzecznik i dziennikarz nie zawsze mają wspólny cel, a w polityce to wyborca, a nie dziennikarz dokonuje ostatecznej oceny 🙂 A tak poza wszystkim – bądźmy jednym środowiskiem. Po co nam antagonizmy.
Marta Milewska, rzeczniczka Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego