Rzeczpospolita opublikowała artykuł o zagranicznych podróżach służbowych prezydentów miast i urzędników odpowiedzialnych za promocję swoich miejscowości. „Lokalne władze pod pretekstem promocji miast czy szukania inwestorów jeżdżą do Ekwadoru, Peru i Malezji”, pisze Ewa Łosińska.
Autorka tekstu opisuje, dokąd i za ile na zagraniczne wojaże jeżdżą samorządowcy za pieniądze podatników. Jednym z najchętniej podróżujących polityków regionalnych jest prezydent Łodzi, Jerzy Kropiwnicki. W 2006 roku wydatki na podróże prezydenta i jego urzędników m in. do Izraela, Singapuru, Malezji, Syrii czy Libanu – mające na celu promocję miasta – sięgnęły kwoty 860 tys. zł.W 2010 mają wynieść milion. Część łódzkich polityków twierdzi, że efekty biznesowe tych podróży są niewielkie. Podróżują też urzędnicy z mniejszych miast takich, jak Tarnów. Jak czytamy, szesnaścioro z tamtejszych włodarzy pojechało do Hiszpanii i Afryki, a na negocjacje z zagranicznymi inwestorami poświęcili zaledwie 1 godzinę, wylicza autorka. Zdaniem socjologa Andrzeja Łukowskiego podróże samorządowców są ważne, ale jeśli nie przynoszą wymiernych efektów inwestycyjnych czy promocyjnych, urzędników trzeba za nie rozliczać.(ał)