„Niektórzy ludzie są tak spozycjonowani, że odbudowa ich naruszonego wizerunku musi potrwać dłużej. Ale jest możliwa” – mówi Jacek Santorski, psycholog społeczny, zdrowia i biznesu, w wywiadzie dla Polityki.
W rozmowie z tygodnikiem specjalista opowiada o tym, dlaczego upadki wizerunkowe znanych osób tak działają na społeczeństwo. Jako przykład podaje nagonki medialne pod adresem Kamila Durczoka, a wcześniej – Krzysztofa Piesiewicza. W opinii psychologa, na podstawie tych dwóch sytuacji widać jak media i społeczeństwo w Polsce łatwo oceniają i wydają wyroki. Jest to uargumentowane czynnikami biologicznymi. „Zanim pomyślimy, nasz mózg już wszystko wie. Na tym opiera się m.in. neuromarketing czy brudne chwyty stosowane czasem przez prawników, opisane w latach 30.” – dodaje. Na podobnej zasadzie, jego zdaniem działają także tabloidy, które opierają się na uproszczonym modelu interakcji międzyludzkich. W nich płynnie zmieniają się role: ofiary, przywódcy i wybawcy. „Najbardziej przewrotne jest to, że same media wcześniej wyniosły tę osobę na piedestał” – przypominając, że to media ogłosiły np. Piesiewicza autorytetem moralnym, a nie on sam.
W dalszej cześci wywiadu psycholog wskazuje na różnice w odbiorze tabloidów na Zachodzie i w Polsce: „W krajach zachodnich ludzie też kupują tabloidy, ale na ogół ze świadomością, że to nie jest podstawowe źródło, z którego czerpie się informacje o świecie”. Dodaje też, że tam rozróżnia się także trzy statusy: oskarżony, podejrzany i skazany. „Polskie tabloidy tego nie odróżniają i i podejrzanego traktują, jakby już został skazany. Wyrok moralny zapada od razu” – kontynuuje Santorski.
Polityka powołuje się także na badania Instytutu Monitorowania Mediów, który wyliczył, że w ostatnich dniach ukazało się na temat Kamila Durczoka 7 tys. publikacji, głównie w mediach elektronicznych. Jak zauważa Santorski , tabloidowa nagonka w pewnym momencie znika, jednak nie w każdym przypadku po tym samym czasie: „Są ludzie tak pozycjonowani, że odbudowa ich naruszonego wizerunku musi potrwać dłużej. Ale jest możliwa” – podsumowuje w rozmowie z tygodnikiem. (mw)