Polskie media publikują sondaże według zasady: im bardziej kontrowersyjne wyniki, tym lepiej. A politycy zamiast je kwestionować, uczą się, jak z nich korzystać – pisze w tygodniku Uważam Rze. Inaczej pisane konsultant ds. marketingu politycznego Eryk Mistewicz.
Autor przytacza teorię „spirali milczenia”, wedle której ludzie bacznie obserwują rozkład sił w społeczeństwie. Ci będący w większości zawłaszczają kanały komunikacyjne i „generują bardzo głośny przekaz”, natomiast mniejszość milczy. Według Mistewicza wpływ na powstanie tego zjawiska ma publikowanie i komentowanie sondaży. A „im bardziej niesamowity sondaż, tym głośniej rozlegną się poważne głosy publicystów, ekspertów i polityków”.
Dodatkowo sondaże niemające wiele wspólnego z rzeczywistością mogą również wesprzeć nowo powstałe ruchy bądź je spacyfikować – dowodzi Mistewicz, podając przykład PJN. Według niego sondaż w zależności od tego, jak zadano pytanie, dobrano próbę i doważono głosy, może dawać ugrupowaniu Joanny Kluzik-Rostkowskiej 2, 5 lub równie dobrze 15 proc. poparcia. (ks)