Kryzys wywołany postem na Instagramie nie spowodował spadku sprzedaży Tigera. Odnotowano nawet niewielki wzrost – informuje businessinsider.com.pl.
Na profilu napoju na Instagramie 1 sierpnia 2017, w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, pojawiła się grafika przedstawiająca dłoń z wystawionym środkowym palcem z hasłem „Chrzanić to, co było, ważne to, co będzie”. Internauci ostro skrytykowali markę za takie działanie. Firma przeprosiła, a w ramach zadośćuczynienia wpłaciła 500 tys. złotych na rzecz Powstańców. Agencja J. Walter Thompson Group Poland, która była odpowiedzialna za komunikację marki w mediach społecznościowych, również przeprosiła i poinformowała o zwolnieniu pracowników odpowiedzialnych za posty na profilu Tigera. Później Maspex, właściciel napoju Tiger, rozwiązał umowę z agencją. Usunięto też profil napoju na Instagramie i zapowiedziano zmianę sposobu komunikacji.
Czytaj także: Wpadka Tigera – sygnał alarmowy dla całej branży
Jak pisaliśmy niedawno, z badania przeprowadzonego przez SW Research na zlecenie rp.pl wynika, że co czwarty Polak planuje bojkotować produkty koncernu Maspex. Blisko połowa respondentów nie ma jednak takich planów, a 28 proc. badanych nie ma zdania w tej sprawie.
Okazuje się jednak, że kryzys spowodowany wpisem na Instagramie nie wpłynął negatywnie na sprzedaż napoju. Z danych instytutu Centrum Monitorowania Rynku, które opublikował szef domu mediowego OMD Jakub Bierzyński, wynika, że – począwszy od czerwca 2017 roku – Tiger największy udział w sprzedaży w małych sklepach (o powierzchni do 300 m2) miał na początku lipca – było to około 22,3 proc.
Jak czytamy, później – z tygodnia na tydzień – udział marki w sprzedaży spadał. Tuż przed tym, jak o firmie zrobiło się głośno z powodu wpisu na Instagramie, wynosił 19,5 proc. W tygodniu zakończonym 14 sierpnia 2017 udział Tigera w sprzedaży był jeszcze niższy niż tydzień wcześniej – wyniósł 19,1 proc. Tydzień później udział wzrósł jednak do 19,8 proc.
Źródło: facebook.com/bierzynskiPL
Dane przedstawione przez CMR pochodzą z próby 400 sklepów niezależnych i franczyzowych (o powierzchni do 300 m2). Są zbierane na bieżąco na podstawie danych z kas fiskalnych. Dane nie obejmują jednak stacji benzynowych, gdzie sprzedaż Tigera faktycznie mogła się zmniejszyć – choćby ze względu na zapowiedzi wycofania napoju ze sprzedaży na stacjach Grupy Lotos czy PKN Orlen.
Jak dalej czytamy, Bierzyński jest zdania, że w przypadku Tigera zadziałała zasada „nieważne, co mówią, ważne, by nie przekręcali nazwiska”. Jak twierdzi, dzięki temu, że o marce było głośno, duża część klientów usłyszała nazwę Tiger i miała ją w pamięci podczas zakupów. (mb)