Strategia ministra Sławomira Nowaka to strzał w dziesiątkę. Pozbawia Polaków złudzeń, bo „obiecywanie złotych gór po złej passie Cezarego Grabarczyka byłoby klęską” – czytamy w dodatku do dziennika Polska Metropolia Warszawska.
„Obniżenie oczekiwań i wizerunkowe odcięcie się od poprzednika sprawiło, że teraz Sławomir Nowak jest w istocie jedynym z najbardziej wybijających się pracowitych ministrów na tle gabinetu Donalda Tuska” – pisze Joanna Miziołek i dodaje, że „bilans stu dni jego urzędowania wychodzi in plus”. Nowaka chwali się za to, że „jasno określił, co będzie, a czego nie uda się zrealizować”, za reorganizację struktury ministerstwa i podległych mu departamentów, a nawet za zwolnienia (z powodu np. niedotrzymania terminu budowy autostrady). O kolei dużych prędkości minister mówi, że to „kosztowne marzenia”, dlatego woli skupić się na modernizacji istniejących linii. Co do stanu polskich dróg – to „prześwietlił je niemal na wylot”, mimo że „nie grają na Euro”. „Cenimy go, bo jest otwarty. Kolokwialnie mówiąc: nie ściemnia” – mówi posłanka Agnieszka Pomaska. Okazuje się, że jej opinię podziela coraz więcej Polaków i minister zyskuje na popularności. Ale niektórzy doszukują się w tych działaniach zabiegów wizerunkowych. Tak było np. z przesunięciem o rok nowego, trudniejszego egzaminu na prawo jazdy. Dyrektywa unijna wymaga wdrożenia go dopiero wtedy, dlatego niektórzy odebrali tę decyzję ministra za „PR-owskie zagranie w stronę młodych ludzi”. Mimo to autorka tekstu stwierdza, że to „jednak nie tylko wizerunek”. Jej zdaniem Sławomir Nowak dał się poznać jako minister „pracowity i zmieniający skostniały resort transportu”. (es)