Bez nich nie wyszłyby na jaw największe oszustwa gospodarcze ostatnich czasów. Kim są whistleblowers? – czytamy w forbes.pl.
Sygnaliści przyczynili się do ujawnienia największych oszustw biznesowych czy politycznych. O wieloletnim ukrywaniu przed fiskusem pieniędzy ponad stu tysięcy klientów szwajcarskiej filii HSBC świat dowiedział się dzięki temu, że jego pracownik, Hervé Falciani, przekazał wykradzione dane francuskim władzom. Agentka FBI Coleen Rowley ujawniła, że jej pracodawca zignorował raporty, które mogły zapobiec atakom z 11 września 2001 r. na WTC, Cynthia Cooper, księgowa koncernu medialnego WorldCom, udowodniła, że szef firmy zdefraudował 4 ml dolarów, Sherron Watkins ujawniła malwersacje finansowe w Neron, czym doprowadziła spółkę do bankructwa – przypomina Magdalena Krukowska.
„Whistleblowers (…) stali się zmorą korporacji. Biorąc na siebie, z różnych powodów, nagłośnienie malwersacji, korupcji czy łamania prawa w firmach, czy urzędach w których pracują, stają się wyjątkowo niewygodnymi świadkami” – czytamy. Pracodawcy i współpracownicy robią wszystko, by odeszli z pracy. W Australii i USA istnieją instytucje, które chronią takie osoby i zapewniają pomoc w śledztwie. Dodatkowo, w USA ustawa Dodd Frank przyznała sygnalistom prawo do wynagrodzenia (do 30 proc grzywny nałożonej za ujawnione nieprawidłowości). Jak podaje forbes.pl, Amerykanie planują wzmocnić system tych wynagrodzeń.
W Polsce sytuacja wygląda odwrotnie – zazwyczaj sygnaliści tracą więcej, niż instytucje, której nieprawidłowości ujawnili. Bożena Łopacka, która zdecydowała się ujawnić łamanie praw pracowniczych w sieci Biedronka, została bez pracy i pieniędzy. Ginekolog Tadeusz Pasierbiński walczył o uczciwość w środowisku lekarskim, głośno mówiąc m.in. o ustawianych konkursach ordynatorskich na Śląsku. Komisja etyki izby lekarskiej napiętnowała go za pomówienia, a oskarżeni lekarze wytoczyli sprawę o zniesławienie. Później nasłane kontrole miały udowodnić, że nie nadaje się do pracy i ostatecznie ją stracił. Dorota Zira, pracownica służby więziennej, ujawniła z kolei kulisy przetargu na dostawcę sprzętu medycznego dla szpitali więziennych. Teraz sama musi walczyć o odszkodowanie za poniżanie w pracy i utratę zdrowia.
Jak czytamy, w zakresie ochrony osób sygnalizujących nieprawidłowości w miejscu pracy Polska wciąż nie spełnia zapisów Konwencji Narodów Zjednoczonych przeciwko korupcji (UNCAC). Eksperci Fundacji Batorego podkreślają też, że ok. 40 proc. wszystkich pracowników jest obecnie zatrudnionych w tzw. elastycznych formach zatrudnienia (np. na podstawie terminowych umów o pracę, umów cywilnoprawnych czy samozatrudnienia) co pozbawia ich ochrony. Krakowska zauważa, że jeszcze większą barierą jest polska mentalność. Pracowników informujących opinię publiczną, kierownictwo albo odpowiednie służby, o nieprawidłowościach w firmie traktuje się jak donosicieli – wynika z badań Fundacji Batorego i CBOS. W polskich firmach większość oszustw ujawnia się dzięki anonimowym donosom, kierowanym częściej do mediów niż służb. Media zapewniają szybszy rozgłos, więc też szybsze rozwiązanie sprawy – tłumaczy autorka. Zwraca także uwagę, że sygnalistom sprzyja rozwój portali społecznościowych. Niektóre firmy wprowadzają wewnętrzne rozwiązania (np. biura obsługi pracowników), by sprawy nie wydostały się do mediów. (mb)