Pamiętacie te „dzikie” wakacje z zeszłego roku, kiedy nie mogliście doczekać się, aby wrzucić zdjęcia na Facebooka? Albo – gdy pijani tweetowaliście prosto z baru lub narzekaliście na szefa na wallu swojego kumpla? „Przyznajcie, każdy był w takiej sytuacji” – zauważa Kristin Piombino w PR Daily. I zaraz potem gasi nasz entuzjazm wynikami badania przygotowanymi przez Harris Interactive i CareerBuilder.
Z badania wynika, że aż 43 proc. pracodawców czy HR-owców poszukujących pracownika przez social media przyznaje, że natknęło się na takie informacje, które sprawiły, ze szanse kandydata w jednej chwili zmalały do zera. To o 9 proc. więcej niż rok temu. Podobnie jest z liczbą firm rekrutujących z wykorzystaniem mediów społecznościowych. W tym roku to 39 proc., w roku ubiegłym – 37 proc. managerów. Co przekreśla nasze szanse?
50 proc. wskazań to nieodpowiednie/prowokacyjne zdjęcia. Niewiele mniej, bo 48 proc. to zamieszczane w sieci przez ubiegających się o pracę informacje o nadmiernym spożywaniu alkoholu czy zażywaniu narkotyków. 1/3 badanych przyznała, że nie toleruje niepochlebnych opinii na temat poprzedniego pracodawcy. Jedynie 30 proc. uznało, że przy podjęciu decyzji o zatrudnieniu na minus kandydata przemawiają słabe zdolności komunikacyjne.
Piombino, analizując dane z raportu, daje nam jednak nadzieję. „Podczas gdy nieodpowiednie informacje na twoim profilu w social mediach mogą kosztować cię pracę, te właściwe mogą ci pomóc ją zdobyć” – pisze asystentka ragan.com. 1 na 5 poszukujących pracownika zdradza, że znalazł w internecie taką informację na temat kandydata, która wpłynęła na pozytywny finał rekrutacji. Co przykuwa uwagę? Warto postawić na profesjonalny image – ceni to 57 proc. pracodawców. Liczy się też dobre wrażenie – aż połowa ankietowanych przyznało, że decydujące jest „dobre przeczucie” co do osobowości kandydata. Zapunktują też „szerokie zainteresowania” i profesjonalne kwalifikacje. (es)
Całe badanie dostępne jest tutaj