Na myśl przychodzi mi znakomita powieść George’a Orwella zatytułowana „Na dnie w Paryżu i w Londynie”. Określenie „na dnie” to jeden z epitetów, którego można by użyć do określenia publicznego wizerunku rosyjskiego prezydenta Władimira Putina. Choć lepiej może pasowałoby określenie „raz na górze, raz na dnie”.
Po udanej próbie przekonania amerykańskiego prezydenta Baracka Obamy do wstrzymania interwencji w Syrii mimo doniesień o użyciu broni chemicznej, gwiazda rosyjskiego prezydenta rozbłysła na arenie międzynarodowej jasnym światłem. Magazyn Forbes obwołał Władimira Putina najbardziej wpływową osobą na świecie. Jednak niedługo po tym, pod wpływem tegoż samego prezydenta, Ukraina odmówiła podpisania porozumienia handlowego z UE. Mieszkańcy byłej republiki radzieckiej, którzy od dawna pragnęli zbliżenia z resztą Europy, na decyzję ukraińskiego rządu zareagowali falą zamieszek. W odwecie rosyjska telewizja oskarżyła szwedzkiego ministra spraw zagranicznych Carla Bildta i zagorzałego zwolennika rozszerzenia UE o bycie w przeszłości szpiegiem CIA. Ponadto, rosyjskie media zarzuciły Szwecji, iż promując ekspansję Unii Europejskiej na wschód próbuje zrewanżować się za bitwę pod Połtawą (starcie miało miejsce 27 czerwca 1709 roku i zakończyło się rozbiciem wojsk pod wodzą Carla Gustafa Rehnskiölda przez cara Piotra Wielkiego…). Nie był to chyba najszczęśliwszy występ w dorobku rosyjskiej telewizji. Dobrze by było, gdyby w nadchodzącym roku Kreml zamówił u firmy zewnętrznej strategię poprawy swojego wizerunku.
Karl Rickhamre, założyciel i prezes szwedzkiej agencji Coast Communications, zrzeszonej w Public Relations Global Network (PRGN), której jedynym reprezentantem w Polsce jest Multi Communications