„Opinie i rekomendacje znajomych od dawna są dla nas najważniejszym źródłem informacji o markach, produktach i usługach, i właśnie na tym swoją pozycję zbudowały agencje marketingu szeptanego” – podkreśla Vadim Makarenko w Gazecie Wyborczej.
Jak czytamy w dzienniku, aż 57 proc. przebadanych przez IBM prezesów największych firm na świecie, wierzy, że takie serwisy jak Facebook czy Google+ w następnych 3-5 latach staną się jednym z najważniejszych sposobów komunikowania się z klientami. A już na pewno ważniejszym niż media tradycyjne, infolinie czy przedstawiciele handlowi. Makarenko przekonuje, że marketing szeptany zareagował na te zmiany w myśl starej amerykańskiej zasady „pokonaj wroga albo do niego dołącz”, a jego agenci, zamiast szeptać, coraz częściej ćwierkają na Twitterze i Facebooku. BuzzMedia, Harder&Harder, SociAll, Ostryga – to agencje, które już na tym zarabiają. Tomasz Rzapniewski, szef działu interaktywnego domu mediowego MEC, potwierdza, że kończy się era marketingu szeptanego pojmowanego jako sterowanie dyskusjami na forach z ukrycia czy wysyłanie statystów na ulice. „Nie zalecamy tego klientom, bo ludzie potrafią docenić marki, które mają odwagę rozmawiać z otwartą przyłbicą” – mówi. Testowanie produktów i dzielenie się opiniami na ich temat lepiej sprawdza się, jego zdaniem, w mediach społecznościowych. Łukasz Misiukanis z Socializera szacuje, że na różne formy marketingu w social mediach firmy wydały w ubiegłym roku 500 mln zł. Same reklamy w FB i nk.pl pochłonęły ok. 200 mln zł. „Takich pieniędzy marketing szeptany nigdy nie widział” – zaznacza Makarenko. (es)