„Co robiłby dziennikarz jeszcze kilkadziesiąt lat temu, choćby w 1992 r., podczas zamieszek w Los Angeles? Nie wiem, pewnie patrzyłbym, skąd unosi się dym, gdzie jadą karetki albo pytałbym ludzi na ulicach” – zastawiał się Lewis podczas seminarium w Reuters Institute for the Study of Journalism na Uniwersytecie Oksfordzkim. Dziś sprawa jest prosta – mamy Twittera – wynika z relacji Gazety Wyborczej.
Vadim Makarenko w swoim tekście „Twitter jako kompas” przekonuje, jaki wpływ ma dziś to medium na pracę dziennikarzy. Zamach terrorystyczny w Bombaju, śmierć Osamy ben Ladena, zamieszki podczas szczytu G20 w Londynie i wiele innych wydarzeń – to wszystko przykłady na to, że Twitter coraz częściej staje się pierwszym i ważnym źródłem informacji. Do tego nierzadko – najczęściej cytowanym. „Paul Lewis, szef projektów specjalnych w redakcji Guardiana, zdążył obejrzeć zdarzenie z perspektywy trzech albo czterech świadków, zanim informację podała jakakolwiek rozgłośnia radiowa. Jego redakcja nie mogła się jednak zdecydować na zamieszczenie tych zdjęć bez kontaktu z autorami. Inaczej postąpił dziennik Daily Mail, który od razu zamieścił wszystkie dostępne w sieci fotografie i podpisał »Twitter«” – tak wypadek helikoptera przy Nine Elms Lane w Londynie w styczniu 2013 r. wspomina Makarenko. Dziś Lewis, powołując się na inne zamieszki, podkreśla: „Przez długi czas gazety były za radiem albo telewizją, potem były za mediami internetowymi. Twitter daje nam szansę powrotu na pierwszą pozycję”. Dodaje jednak przy tym, że informacje napływające z sieci to „pole minowe”. „Nie ufam osobom z Twittera jako źródłom, dopóki nie spotkam ich osobiście” – przyznaje reporter Guardiana. Co ciekawe, gazeta od półtora roku wdraża strategię „Digital-first”, a jej wydawca liczy na to, że przychody z elektronicznych produktów w 2016 r. wzrosną do 100 min funtów rocznie (dziś wynoszą dwukrotnie mniej) – czytamy w Gazecie Wyborczej. (es)