Powszechnie panująca opinia o zamachu na demokrację dokonanym przez premiera Węgier Viktora Orbana jest wynikiem działań firm i grup zawodowych, których dotknęły reformy węgierskiego rządu. Natomiast stronnicy Orbana, przekonani o słuszności swoich racji w ogóle nie dbali o PR – napisał Zbigniew Parafinowicz w serwisie gazetaprawna.pl.
Jak zaznacza Parafinowicz, „trudno nie zauważyć genezy PR-owskiej porażki Orbana”, gdy przeanalizuje się wszystkie grupy poszkodowane reformami węgierskiego premiera. Należą do nich węgierskie i zagraniczne banki, spółki telekomunikacyjne, dziennikarze, akademicy, artyści, policjanci i sędziowie. W zamyśle Orbana koszty kryzysu na Węgrzech mieli w równym stopniuponieść biznesmeni, wpływowe grupy zawodowe i przeciętny „Kovacs”.
Banki i firmy telekomunikacyjne przegrały prawną batalię z węgierskim rządem i musiały pogodzić się z wyższymi podatkami. Nie pozostały jednak dłużne – od początku ich biura prasowe i działy komunikacji tworzyły własną wersję wydarzeń. Według niej Orban pogwałcił zasady wolnej konkurencji, o czym informowały przekazy wysyłane na Zachód.
Podobnie media – krytyka nowego prawa prasowego nigdy nie odnosiła się, według Parafinowicza, do meritum. Działacze Fideszu nie chcieli wprowadzić cenzury – tak naprawdę chodziło o kontrolę nad procesem cyfryzacji. „Przy czym i tym razem Fidesz walkowerem oddał rywalizację o przekaz PR” – czytamy. (ks)