Wojna między Hillary Clinton i Barackiem Obamą to nie walka na programy, to wojna o image, pisze Ben Shapiro na łamach Townhall.com. Pod względem politycznym nie różni ich wiele, w zasadzie prezentują podobne poglądy, a w Senacie w 90 proc. przypadków głosowali identycznie.
Ben Shapiro, autor książki „Project President: Bad Hair and Botox on the Road to the White House” nie ma złudzeń; Amerykanie wybierając prezydenta kierują się jego wizerunkiem, a nie programem. „Na polityków patrzymy oceniając ich zupełnie jak ludzi, który nas otaczają. Specjalnie nie zwracamy uwagi na to, jaki program prezentują, bardziej interesuje nas jak wyglądają, czy są lubiani, czy robią wrażenie kompetentnych, atrakcyjnych, czy budzą zaufanie lub czy są agresywni”. Według Shapiro Amerykanie wybierają polityków, których cechy fizyczne i charakter im odpowiadają, dlatego zwracają uwagę czy mają oni rubaszne poczucie humoru, czy raczej ich żarty bogate są w intelektualne aluzje. A „pierwsze wrażenie, jakie wywierają kandydaci przesądza o wszystkim – tak jest zawsze” – pisze Shapiro.
Problem jednak polega na tym, że kreowanie popularności poprzez wizerunek jest grą dość ryzykowną. Amerykanie, według autora, lubią kowbojów i strongmanów, przypominających komandosów, ale czy Hillary Clinton dobrze prezentowałaby się w kowbojskiej kreacji i podbudowałaby tym stylem są wiarygodność? – co do tego Shapiro ma wątpliwości. Dlatego politycy muszą znaleźć coś, co wizerunkowo ich wyróżni, a przy tym będzie do nich pasować i będzie autentyczne. Ponieważ wyborcy wyczuleni na image swoich przywódców potrafią wyczuć fałsz na milę.(ał)