„Jedna rzecz jest niewątpliwa – on sobie ogromnie zaszkodził tą rozmową z redaktorem Sylwestrem Latkowskim, w której nie tyle wypierał się, ale raczej potwierdzał fakty i próbował wpływać na to, by ten tekst się nie ukazał” – tak o zamieszaniu wokół Wojciecha Fibaka powiedział w rozmowie z dziennikiem Polska Metropolia Warszawska prof. Wiesław Godzic.
W wywiadzie prof. Godzic dzieli polskich celebrytów na dwie grupy: „plankton celebrycki”, czyli gwiazdy jednego miesiąca, które chcą zaistnieć i walczą, by się pokazać, oraz ci, którzy już coś znaczą, „jak Wojciech Fibak, który ma niewątpliwie osiągnięcia sportowe i społeczne”. „A Polacy nie lubią nieprawdomówności. Zbliżamy się tu do Amerykanów, dla których złożenie nieprawdziwego oświadczenia oznacza eliminację z życia publicznego, zwłaszcza tych, którym udowodniono kłamstwo. Nie akceptujemy też wszelkich ekscesów” – dodaje medioznawca. I zaznacza, że o ile całą sprawę przedstawioną w tygodniku Wprost trzeba by było dokładniej zbadać, o tyle pewne jest, że Fibak swoją rozmową z Latkowskim sobie zaszkodził. „Sugerował, co można zrobić, trochę straszył, proponował apanaże dla czasopisma. Był to człowiek przestraszony, człowiek, który nie rozumie, jak działają media. Jeśli tygodnik złapał taki kąsek, to oczywiście nie po to, by go schować do szuflady, tylko po to, by z niego zrobić głośną sprawę” – tłumaczy.
Na pytanie, czy Wojciech Fibak ma jeszcze szansę się z tego wyplątać i oczyścić swój wizerunek, Godzic odpowiada: „Pan Fibak może i powinien, jeśli popełnił te czyny, o które się go obwinia, wszystko wyznać. To jest jego jedyna szansa – powiedzieć o swojej ułomności”. Profesor uważa ponadto, że Fibak nie ma racji, gdy twierdzi, że nie jest osobą publiczną ani funkcjonariuszem publicznym. „Ze względu na jego pozycję i działalność społeczną mamy prawo interesować się jego życiem, zwłaszcza jeśli w to wchodzą działania karalne” – wyjaśnia. Podkreśla jednocześnie, że nie podoba mu się, jak temat potraktowały media. Według niego w tym przypadku dziennikarstwo śledcze zostało zamienione na dziennikarstwo prowokacyjne i w związku z tym teraz „prasa powinna wziąć na wstrzymanie i pamiętać, że tutaj sądu jeszcze żadnego nie było, mamy tylko wiele sugestii”. (es)