Marcin Grudzień analizuje w tygodniku Ozon ewolucję wizerunku Donalda Tuska. Według autora artykułu, poparcie dla kandydatów widoczne w sondażach w dużej mierze zależało właśnie od kreacji wizerunkowej. Na początku kampanii „Donald Tusk (…) kojarzył się większości Polaków z biegającym za piłką politykiem »numer dwa«”. Jego odsunięcie w cień wynikało z tego, że swoimi obowiązkami w PO chętnie się dzielił z Janem Rokitą i Zytą Gilowską. Według Ediego Pyrka, eksperta od marketingu politycznego, Tusk „w odczuciu społecznym nie zaczynał kampanii ani jako lider partii, ani kandydat PO, ale jako kandydat znanego polityka: Jana Rokity”.
Wiedzieli o tym specjaliści od wizerunku Tuska. Dlatego wizerunkowa kampania polityczna była zbudowana po raz pierwszy w Polsce na taką skalę jak kampania produktowa. Jego sztab postawił na życiowe doświadczenie kandydata i wartości, jakie sobą reprezentuje. Poparcie w sondażach zaczęło rosnąć. Billboardy z odpowiednio dobranymi hasłami i spot telewizyjny odegrały w tym niemałą rolę. „Sztab Tuska postawił na wykupywanie billboardów w konkretnych miejscach (…) w centrach miast, przy drogach wylotowych.” Jednym z kluczowych założeń sztabu wyborczego Tuska było zbudowanie wizerunku męża stanu. „Faktem jest, że pociąg lidera sondaży zwolnił pod koniec trasy. A być może wziął jedynie oddech, aby przyspieszyć na prostej?, zastanawia się autor artykułu.