Nie można odmówić kreatywności norweskiemu premierowi, Jensowi Stoltenbergowi. Rozpoczął swoją kampanię wyborczą filmem, w którym jeździ taksówką po Oslo i rozmawia z ludźmi. Okazało się jednak, że część rozmówców wybrano w castingu i opłacono – informuje serwis wyborcza.pl.
W związku z wrześniowymi wyborami premier postanowił być „bliżej ludzi” i nagrał filmik, na którym odgrywa rolę taksówkarza. Rozmowy z pasażerami były różne – od edukacji do polityki energetycznej. Filmik zrobił szybką karierę, szczególnie w mediach społecznościowych. Jak przyznaje specjalista od wizerunku, dr Marek Kochan, „środki komunikacji są bardzo dobrym medium, bo jeżeli to są takie, z jakich korzystają zwykli wyborcy, to polityk też wydaje się im bliższy”. Jednak po czasie okazało się, że 5 z 14 pasażerów pochodziło z castingu. Rzeczniczka Partii Pracy, Pia Gulbrandsen, zapewniła jednak, że ci ludzie nie byli wcześniej uprzedzeni o tym, kto będzie kierował samochodem – czytamy w wyborcza.pl. „Wszyscy otrzymali po 500 koron (ok. 65 euro) jako podziękowanie i nikt nie musiał płacić za kurs, gdyż premier nie ma licencji na prowadzenie taksówki” – stwierdziła.
„W krajach skandynawskich jest inna tradycja, jeśli chodzi o polityków. Są zdecydowanie bliżej zwykłych ludzi i takie działanie w to się wpisuje. W Polsce mamy inne tradycje, takie bardziej kojarzące władzę z królami, z arystokracją, więc jest nieco większy dystans” – podsumowuje Kochan.
Autorem filmiku z premierem w roli głównej był kolega kolega premiera, Kjetil Try, właściciel firmy PR-owej. Według niego dobór osób był konieczny, ponieważ dawał pewność, że pasażerowie pojawią się w odpowiednim miejscu i czasie.(kg)