Bob Pickard na swoim blogu dzieli się 10 wnioskami z 10-letniego pobytu w Azji. Porównuje ten czas do 12 lat spędzonych w amerykańskiej branży PR. Azja z pokornego ucznia stała się szanowanym nauczycielem – przyznaje Pickard.
To właśnie pokora jest jednym z czynników, dla których azjatyckie agencje zyskują na znaczeniu. Zachodni PR-owcy powinni przede wszystkim słuchać i dopasowywać się do wschodniej wrażliwości, a nie perorować w starym, zachodnim stylu. Z tym faktem wiąże się jeszcze jeden wniosek – to, co działa na Zachodzie, niekoniecznie zadziała w Azji. Różnice dotyczą choćby sposobu, w jaki ludzie korzystają z języka w komunikacji.
Zachodni PR-owcy często błędnie zakładają, że Azja to jednolity rynek, co nie jest prawdą. Trudno wrzucać do jednego worka tak odmienne kraje jak Indie i Chiny. Myśląc o Azji trzeba także rozprawić się z mitem taniej siły roboczej. Dynamiczny rozwój agencji na Wschodzie i ich mały staż powoduje, że brakuje doświadczonych specjalistów. Ci mogą więc żądać wysokich pensji. Wielu osobom Azja może się wydawać drogim regionem, bo są przyzwyczajeni do stawek sprzed kilku lat.
Szybki rozwój azjatyckiej branży PR powoduje także, że brakuje instytucji zajmujących się edukacją specjalistów. Dlatego firmy powinny brać sprawy w swoje ręce i dbać o jakość swoich usług. Kolejny mit dotyczy znajomości języka angielskiego. Biegłe posługiwanie się angielskim wcale nie gwarantuje sukcesu w Azji. Pickard przyznaje, że w zarządzanych przez niego biurach w Tokio i Seulu zdarzali się świetni pracownicy, którzy nie znali dobrze angielskiego. Fakt ten nie przeszkadzał klientom, którzy byli zadowoleni z ich pracy.
Zachodni specjalista od komunikacji powinien także wyzbyć się przekonania o tym, że PR-owcy z Zachodu są lepsi od tych ze Wschodu. Tymczasem coraz częściej to Azjaci podążają za pracą na Zachód. I muszą zmierzyć się z częstym przekonaniem, że pracownicy ze Wschodu są gorsi, wątpliwościami dotyczącymi znajomości języka i umiejętności zaadoptowania się do nowych warunków. Tak naprawdę Azja stała się międzynarodową platformą – przez wiele lat Zachód inwestował na tym kontynencie swoje pieniądze, wysyłał specjalistów i wraz z nimi swoje doświadczenia i wiedzę. Teraz sytuacja się zmienia – i Azja zaczyna zwracać to, co Zachód w nią zainwestował. Zachodnie firmy zaczynają natomiast lokować swoje światowe siedziby na Wschodzie – bo nie wszystko, co ma w nazwie „worldwide” musi mieć siedzibę w Nowym Jorku lub Londynie.
Podczas pracy w Azji Pickard miał wrażenie, że dla ludzi ze Wschodu relacja z drugim człowiekiem ma priorytet przed relacją biznesową. O ile w świecie coraz częściej korzysta się z technologii, aby przyspieszyć procesy transakcyjne, to Azji tradycyjna komunikacja „w cztery oczy” wytrzymała próbę czasu – podsumowuje. (ks)