Millenialsi to dziś bardzo duża i wpływowa grupa konsumencka, więc zdobyć ich uwagę jest markom bardzo trudno. Jak zmienić ten stan rzeczy… i jaki w tym sens? – czytamy na prdaily.com
Millenialsi to dziś ponad 20 proc. rynku konsumenckiego w Ameryce – czytamy w artykule. Każda z firm pragnie przyciągnąć do siebie jak najwięcej przedstawicieli tej grupy, jednocześnie walcząc o uwagę innych grup konsumenckich. Takie podejście, nazwane przez autora tekstu ciągnięciem kilku srok za ogon, rzadko kiedy pozwala odnieść sukces. Co wobec tego zrobić?
„Nic” – odpowiedział autorowi jeden z młodych marketerów, millenials. – „Po prostu przestań się starać”.
Autor artykułu na podstawie tej dość szokującej rady dochodzi do konkluzji, że aby przyciągnąć do siebie ludzi, należy przede wszystkim zmienić podejście. Nie można postrzegać millenialsów jako jednolitej grupy, ponieważ jej członkowie wychowywali się w różnych środowiskach, mają inne zainteresowania, potrafią odmienne rzeczy. Podobnie jest z innymi, różnie nazywanymi i definiowanymi generacjami. Igreki, Zetki, Iksy – w każdej z nich wyróżniano jakieś cechy charakterystyczne, formułowane na podstawie badań. Nie wszystkie sprawdzają się w przypadku każdego jej przedstawiciela.
Nie warto też dzielić konsumentów na sztuczne generacje, bo powoduje to, że łatwo zafiksować się na ich punkcie. Gdyby wszystkie marki koncentrowały się na przyciągnięciu ich uwagi, zapomniałyby niejako przy okazji o innych, poprzednich generacjach.
Autor artykułu nie zaprzecza, że millenialsi nie istnieją – wręcz przeciwnie, są dla niego bardzo ważni. Jednak twierdzi też, że nie warto skupiać się na poszczególnych generacjach, grupach konsumenckich, typach tzw. persony zakupowej. Zamiast tego trzeba nauczyć się komunikacji z ogromną liczbą niekiedy kompletnie różnych od siebie ludzi. Poznać środowiska, w których się wychowywali, dowiedzieć się czegoś na temat ich zainteresowań, docenić ich umiejętności. I dzięki temu do nich dotrzeć.
(mp)
