W stołecznej Gazecie Wyborczej ukazał się artykuł Dariusza Bartoszewicza podsumowujący nieudanego warszawskiego sylwestra. Pomimo że stołeczne władze wydały znaczące kwoty na promocję i organizację, a impreza miała pozytywnie wpłynąć na wizerunek miasta, (o czym pisaliśmy) frekwencja nie dopisała. Autor stwierdza, że na imprezę w centrum miasta przyszło tylko 20 tys. osób, ponieważ to miejsce jest wyjątkowo nieatrakcyjne. Bartoszewicz uważa, że: „Jeśli nie chcemy sylwestrów odwoływać ani biadolić nad frekwencją nie urządzajmy ich w najbrzydszym rejonie miasta, czyli pod Pałacem Kultury”. Uważa on, że odpowiednim miejscem na świętowanie Nowego Roku jest plac Zamkowy na Starym Mieście lub deptak na Krakowskim Przedmieściu.
Władze stolicy, uważają, że miejsce imprezy było dobrze zlokalizowane, liczba balujących została wysoce zaniżona (liczyła policja), natomiast w konkurencyjnych miastach podwyższona. Stanisław Mancewicz z krakowskiej Gazety komentuje fakt, że: „Było po prostu tak jak zawsze, od lat, taka sama była też frekwencja (…). Po nic więc łzy i złość, krzyki i lamenty, po co mieszać w liczenie policję państwową, po co liczyć komuś, skoro można policzyć sobie samemu?”. (mk)