W miesięczniku businessman.pl ukazał się artykuł o lobbingu w Polsce. Autor Grzegorz Stech pokazuje w nim w jaki sposób od 1989 roku lobbing sukcesywnie zdobywał złą sławę i co o nim sądzą pierwsi polscy lobbyści tacy, jak Andrzej Długosz.
Według autora lobbing w każdym demokratycznym państwie jest działaniem powszechnym natomiast naturalnym, natomiast w naszym kraju stał się synonimem zła i korupcji. Lobbyści natomiast to w powszechnej opinii złodzieje i „załatwiacze”, zdolni do załatwienia wszystkiego za odpowiednią cenę. (ał)
Cały tekst dzięki uprzejmości magazynu businessman.pl
Choć lobbing nie ma w Polsce długiej tradycji, zdążył już nabrać maksymalnie pejoratywnych skojarzeń. Ludzie, którzy mieli uczestniczyć w demokratycznym procesie, nazywani są złodziejami i posądzani o korupcję.
W systemie demokratycznym lobbing jest czymś zupełnie naturalnym. Tak wyraża się interesy poszczególnych grup interesów, zdobywa dla nich akceptację społeczną i poparcie polityczne. Lobbyści to najprościej mówiąc rzecznicy interesów firm, branż, organizacji itp., którzy wpływają na stanowione prawo, by jego rozstrzygnięcia były jak najbardziej korzystne dla zainteresowanych. Lobbingu nie ma tam, gdzie nie ma demokracji. Tam wystarczy pojechać do władcy czy dyktatora, wręczyć walizkę pieniędzy i sprawa załatwiona.
Mimo że lobbing został najlepiej rozwinięty w Stanach Zjednoczonych, jego kolebką jest Anglia, dokładniej zaś lobby parlamentu brytyjskiego. Są to pomieszczenia przylegające do sal posiedzeń parlamentu, służące do nieformalnych spotkań posłów, polityków czy urzędników państwowych z interesantami.
Lobbing w Polsce to temat tabu, a samo określenie używane jest jako synonim zła. – Jest mi po prostu przykro, że to słowo zostało tak wynaturzone i zdeprecjonowane. Są dwa słowa na L – lobbing i liberalizm, które po 17 latach transformacji mają tak złą konotację – stwierdza Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu PKPP Lewiatan.
Kilka lat temu sejm IV kadencji podjął próbę ustawowej regulacji lobbingu, jak się okazało, próbę nieudolną. Wszystko zaczęło się jednak jeszcze wcześniej. Początek lat dziewięćdziesiątych, pierwszy wolny parlament. W Polsce pojawiają się Amerykanie z cyklem szkoleń dla tych, którzy chcą uprawiać lobbing i dla tych, którzy mogli być poddawani lobbingowi – posłów i senatorów. Przez moment wydawało się, że Polacy odrobili lekcje. Zawierucha jednak dopiero się zaczynała. Początek transformacji to czas dwóch potężnych procesów – regulacji gospodarki i prywatyzacji. To też okres tworzenia przepisów prawa, które miały wprost przełożenie na czyjś zysk lub czyjąś stratę. Nie ma się co dziwić, ponieważ zawsze ktoś traci, a ktoś zyskuje. Tu jednak chodziło o coś innego. Początek transformacji gospodarczej opierał się na starym mechanizmie z PRL-u: kolega koledze, towarzysz towarzyszowi, geszefcik za geszefcik – afera wódkowa czy rublowa były wynikiem tego, że liczba osób, które wiedziały iż pewien przepis jest lub nie, była bardzo wąska. Inny przykład – 1992 rok, rozporządzenie dotyczące cła na towary elektroniczne – stare obowiązywało do 28 lutego, nowe od 1 marca, ale był to akurat rok przestępny. Na jeden dzień nie było stawki, a kto o tym wiedział, ten skutecznie zadziałał. Do tego wystarczy dodać kilka spektakularnych przekrętów prywatyzacyjnych, by zaczął tworzyć się wybuchowy koktajl złożony z niechęci społecznej i szukania winnych. Winnych szybko znaleziono – złodziejskie prywatyzacje oraz lobbing.
– Z konotacją nazwy z roku na rok było coraz gorzej – wspomina Jeremi Mordasewicz. – A do tego jeszcze nałożył się problem: do 1992 roku było załamanie gospodarki, potem nastąpiła poprawa i przyspieszenie i mniej więcej w latach 1993-98 było dobrze. A potem znowu zaczęły się problemy, redukcje zatrudnienia, trudna sytuacja firm. I znowu szukano winnych. A co dzieje się wówczas na polu lobbingowym? Zaczynają pojawiać się różne grupy nacisku, konstytuują się takie organizacje jak BCC czy PKPP Lewiatan. Jednocześnie zachodzi przemiana mentalna w związkach zawodowych, które zaczynają rozumieć, że ich siła tkwi w tym, że potrafią nastraszyć jednego czy drugiego ministra i skutecznie wymusić właściwe dla siebie rozwiązania. Rok 1997- reformy premiera Buzka były oprzyrządowane działaniami lobbingowymi, mimo że nikt nie nazywał tego lobbingiem. W końcu jednak nazwa pojawiła się oficjalnie. Końcówka rządów AWS, początek SLD, pojawiają się firmy, które otwarcie mówią, że zajmują się lobbingiem. To nazwiska takie jak Marek Matraszek (CEC Government Relations), Marek Nowakowski (Grupa Doradztwa Strategicznego) czy Andrzej Długosz (Cross Media).
To również pierwszy moment, kiedy zaczynają się kłopoty. – W owym czasie była spora grupa ludzi, która zarabiała gigantyczne pieniądze na czymś, co można nazwać ogólnie lobbingiem, chociaż to było bardziej załatwiactwo – wspomina Andrzej Długosz. – To byli głównie oficerowie byłych służb czy oficerowie WSI, którzy byli poirytowani działaniami oficjalnych lobbystów.
-Trzeba przyznać, że w przestrzeni publicznej funkcjonuje takie skojarzenie, że lobbing jest korupcją – mówi Andrzej Długosz. – To prawda, tak niestety utożsamia się lobbing, wskutek różnego rodzaju wypaczeń które mają miejsce – wtóruje mu J. Mordasewicz.
Niektórzy polscy lobbyści są zgodni, że prowadzone są działania, których celem jest stworzenie synonimu do słowa lobbysta: kryminalista, a przez obrzydzenie słowa lobbysta sprawienie, że wszyscy będą bali się tym zajmować. Zamknięcie Marka Dochnala zdaje się potwierdzać tezę. Media bez zająknięcia nazywały M. Dochnala lobbystą. – Znam Marka Dochnala i informuję, według mojej wiedzy, że nigdy nie przedstawiał się on jako lobbysta. Za to przedstawiał się jako doradca finansowy, ekspert w dziedzinie investment banking – emocjonuje się Andrzej Długosz.
– Słowo lobbysta może zabić – przyznaje dr Małgorzata Molęda-Zdziech, adiunkt w Instytucie Studiów Międzymarodowych SGH i kierownik podyplomowych studiów lobbingu Collegium Civitas. – Jeśli prasa kogoś nazwie lobbystą, to wszyscy oczekują, że zaraz będzie dalsza część: „Marek D. aresztowany” czy „kolejny lobbysta za kratkami”. Swoją drogą Marek Dochnal nigdy przy swojej działalności takiego słowa nie używał.
Dla ekspertów oczywistym jest, że M. Dochnal lobbystą nie był. Jeśli mieliby wskazywać jakieś analogie, to najbliżej mu do Jacka Abramoffa, załatwiacza z USA, który przez długie lata korumpował polityków i biznesmenów, łamiąc zasady etyki zawodowej (np. przyjmując kontrakty od obu stron sporu). Żadne z amerykańskich stowarzyszeń lobbingowych nie chciało go przyjąć do swego grona. Abramoff został w 2005 roku skazany na 5 lat i 10 m-cy za korumpowanie polityków.
– Zazwyczaj pada hasło: „lobbysta Dochnal”, a nikt nie zwraca uwagi na to, jakich lobbystów mają górnicy czy rolnicy, do których dopłacamy rocznie miliardy złotych – zauważa Jeremi Mordasewicz. Witold Michałek, partner Unilob, członek-założyciel Stowarzyszenia Profesjonalnych Lobbystów w Polsce: – Odczuwam niedosyt i poczucie winy, że nie możemy w codziennym zaganianiu znaleźć więcej czasu na działania edukacyjne. Widzę co chwila, że wybuchają skandale związane z korupcyjnymi działaniami w sferze, którą i my jesteśmy zainteresowani, czyli w sferze tworzenia prawa, a tych ludzi nazywa się w sposób nieuprawniony lobbystami.
Ciemne chmury zaciągnęły się nad lobbystami. Marek Matraszek na tajnym posiedzeniu sejmu został w 2002 roku oskarżony przez Andrzeja Barcikowskiego, szefa ABW o to, że jest agentem MI 6. Jako argument podano, że miał brytyjski paszport. Chodziło o jego udział w działaniach lobbingowych dla Lockheed Martin – celem było wygranie przetargu na zamówienie samolotu wielozadaniowego dla polskiej armii. – Mówimy tu o człowieku, który od pięciu czy sześciu lat zajmował się oficjalnym lobbingiem dla amerykańskiej firmy, która sprzedała Polsce F-16. Należy założyć, że polskie służby specjalne co jak co, ale ten przetarg monitorowały. – Jak więc po latach można wysuwać takie zarzuty – zastanawia się Andrzej Długosz, na którego… również znalazł się „hak”. – Pracowałem w 2000/2001 roku dla Poczty Polskiej, broniąc Poczty przed ustawą, która deregulowała rynek pocztowy. Za to przez trzy lata ciągano mnie po prokuraturach i sądach. Zarzuty wycofano, ale część z nich posłużyła potem do sformułowania kolejnego – wspomina A. Długosz. W świetle kamer został aresztowany na trzy miesiące za wyprowadzenie pieniędzy z firmy, której jest właścicielem. Do tej pory jednak nie został sformułowany akt oskarżenia i nie ma w tej sprawie wyroku. Andrzej Długosz do niedawna był prężnym lobbystą, kojarzonym między innymi z wygraną w sprawie złagodzenia zakazu reklamy piwa czy reprezentowaniem koncernów farmaceutycznych w głośnym sporze z rządem polskim o obniżanie wartości celnej leków importowanych (w sprawę byli bezpośrednio zaangażowani prezydent USA, premier Wielkiej Brytanii i prezydent Francji). Adres jego biura przy Wiejskiej 2 w Warszawie (ten sam adres co Sejm) gwarantował znajomość zagadnień związanych z lobbingiem. System nie oszczędził też Marka Nowakowskiego, któremu zarzucono konszachty z Łukoilem i próbę doprowadzenia do niekorzystnej sprzedaży Orlenu.
Rok 2005. Afera opisywana za aferą. Skompromitowany lewicowy rząd chciał pokazać, że po aferze Rywina i kilku innych, w których pojawiło się słowo lobbing, jest w stanie poradzić sobie z tą kwestią. – Ustawa o zawodowym lobbingu powstała z inicjatywy ówczesnego MSWiA w pakiecie ustaw antykorupcyjnych – mówi dr M. Molęda-Zdziech. – Mentalność ustawy była taka – lobbing jest czymś złym, a zło trzeba kontrolować – zaznacza Andrzej Długosz. Negatywne zdanie o ustawie podzielają również inni lobbyści. Witold Michałek: – Ustawa jest niesłychanie wycinkowa. Gdy w poprzednim parlamencie próbowano załatwić sprawę cyklu ustaw antykorupcyjnych, podciągnięto tę ustawę do nich, kompletnie omijając problematykę lobbingu jako reprezentacji różnych grup społecznych w walce o taki a nie inny kształt prawa.
Eksperci wskazują na istotne uchybienie regulacji – ustawa dotyczy tylko wycinka procesów, dotyczy projektów i rozporządzeń przygotowywanych przez Radę Ministrów i poszczególnych szefów resortów, kompletnie zaś omija projekty, jakie inicjują parlamentarzyści, komisje, prezydent czy grupy społeczne. Oprócz tego nie obejmuje inicjatyw tworzonych przez administrację publiczną nie zawierającą się w ścisłym rządzie – ZUS, KRRiT, itd. Te urzędy znikły z radaru ustawy.
Lobbysci wskazują na jeszcze inny problem – ustawodawca skupił się na zawodowej działalności lobbingowej. Jeśli taka osoba przyjdzie do urzędu, to urzędnik ma obowiązek zarejestrować ją, zapytać się kogo reprezentuje, a fakt rozmowy zgłosić w biuletynie informacji publicznej i w okresowym sprawozdaniu. Jednym słowem w interesie urzędnika jest sporządzenie jak najdokładniejszej notatki ze spotkania.
Profesjonalny lobbysta może poruszać się po Sejmie dzięki specjalnej przepustce, może brać udział w posiedzeniach komisji, jednak nie pozwala mi się na wstęp na obrady Sejmu. Aby być potraktowanym jako zawodowy lobbysta, trzeba samemu się zdeklarować i zarejestrować w MSWiA, później zaś w kancelarii Sejmu. – Sam system rejestracji nie wprowadza przejrzystości – zauważa dr M. Molęda –Zdziech. Zawodowych lobbystów jest obecnie zarejestrowanych ośmiu. Ich zdjęcia i podstawowe dane są dostępne na internetowej stronie sejmowej. Kim są? Po prostu nowymi twarzami w kuluarach naszego parlamentu. Starzy gracze wynieśli się z korytarzy Wiejskiej. – Jest mnóstwo osób, które nie występują pod szyldem zawodowego lobbysty, a uprawiają lobbing – stwierdza Witold Michałek.
Podobnie było na Litwie, gdzie po uchwaleniu ustawy o lobbingu w ciągu półtora roku zarejestrowanych zostało tylko sześciu lobbystów i jedno stowarzyszenie, reszta zaś nie chciała się ujawnić. W Polsce również lobbing jest uprawiany gdzie indziej i na innych zasadach. Lobbyści nie byli zainteresowani udziałem w komisjach sejmowych. Potwierdzają to badania przeprowadzone przez Fundację im. Stefana Batorego. Fundacja monitorowała w ośmiu komisjach sejmowych różne ustawy w ramach programu przeciwko korupcji. W żadnej z komisji nie było oficjalnie lobbystów.
Ministerstwo Zdrowia stawiane do niedawna jako przykład pozytywnych działań lobbingowych przyznało się, że w ciągu trwania ustawy zgłosiło się do nich z oficjalnym zapytaniem tylko dwóch lobbystów, co pokazuje, że lobbing toczy się gdzieś indziej i umyka ustawie. – Przejrzystości nie da się zbudować aktem prawnym, ale trzeba budować całą klasę polityczną w Polsce – stwierdza M. Molęda – Zdziech.
Ustawa nie kontroluje również osób zajmujących się de facto lobbingiem, a które to współpracują ze stowarzyszeniami, związkami zawodowymi czy izbami gospodarczymi.
– Zgodnie z ustawą nie jestem zawodowym lobbystą. Prawo stawia nas w pozycji partnerów społecznych, strony dialogu społecznego – tłumaczy Jeremi Mordasewicz. – Jednak nie boję się określenia lobbysta. Ja, tak jak i inne osoby prezentujące na komisjach sejmowych stanowiska organizacji, jestem lobbystą.
Realia w Polsce są takie, że istnieje spora część firm uprawiających lobbing, które nie pozwalają nazywać się lobbystami – to głównie kancelarie prawne i firmy PR. Zakres ich działań spokojnie można by zaliczyć do lobbingu, jednak firmy te nie chcą tego robić z dwóch względów – niedobrej atmosfery społecznej wokół lobbingu oraz niebezpieczeństwa wąskiej specjalizacji, a co za tym idzie odpływu klientów.
Jak wskazują znawcy tematu w ustawie są pewne przebłyski zdrowego myślenia –zaproponowano na przykład instytucję wysłuchania publicznego, czyli sformalizowanego przedstawienia stanowisk na forum parlamentu. To tyle, jeśli chodzi o dobre intencje. Po pierwsze od marca 2006 roku, czyli od czasu wejścia w życie ustawy nikt nie skorzystał z instytucji przesłuchania publicznego podczas tworzenia aktów prawnych. Po wtóre okazało się, że przesłuchanie jest w stu procentach uzależnione od tego, czy autor projektu będzie chciał mieć wysłuchanie czy nie. Autor projektu może również dobierać sobie wypowiadających się. – Nie dopuszczone do równomiernego głosu różne grupy władzę oddają w ręce samego ustawodawcy, który stawia się w pozycji wszystkowiedzącego – stwierdza Witold Michałek. – Odcina się jawność procesu i dopuszcza jego tajność.
Inny problem to tzw. doradcy społeczni posłów. Poseł Piechociński miał ich swego czasu 20, poseł Nowakowski 19. Czy to dobrze? Z jednej strony takie osoby są potrzebne, ponieważ posłowie nie są wszystkowiedzącymi, z drugiej strony wytwarza się cały czas niebezpieczna sytuacja dostępu przez te osoby do procedur oficjalnych. Podczas posiedzeń grup konsultacyjnych, komitetów, podkomitetów, zabierają głos i wpływają na tworzenie prawa, nie ujawniając swojego prawdziwego celu uczestnictwa w tym procesie. Co ciekawe – wysyp społeczników w komisjach związanych z gospodarką jest nieporównywalnie większy niż w innych…
– Problem z lobbingiem zaczyna się od tego, że każdy z posłów i senatorów po wybraniu do parlamentu uważa, że teraz bierze na plecy 38 milionów obywateli i dźwiga ten ciężar, przez co jest mądrzejszy i bardziej przygotowany od innych do rządzenia – stwierdza A. Długosz. -Ale tak nie jest i dopóki parlamentarzyści tego nie zrozumieją, to dalej wygrywać będzie bolszewicka mentalność polegająca na tym, że państwo, urzędnik wie lepiej. Stanowienie prawa to nie 10 przykazań, bo nad nimi nikt nie dyskutuje. Dziś stanowienie prawa polega na tym, że podejmuje się decyzje mające konkretne skutki: np. budowa autostrad – jeśli z betonu, to zarobią cementownie, jeśli z asfaltu, to rafinerie. Ktoś zarabia, ktoś traci. Nikogo to nie dziwi, ale w Polsce próbuje się udawać, że istnieje coś takiego jak interes społeczny.
Przykład? Rok 2001, tzw. wojna z laweciarzami. Chodziło o zakłady rzemieślnicze, których właściciele przywozili rozbite samochody z Niemiec i remontowali je. Rzemieślników było około 15 tysięcy. W sejmie przeforsowano wprowadzenie akcyzy na samochody, którą później trybunał w Strasburgu uznał za niezgodną z prawem. Prawdziwą przyczyną (powoływano się na interes społeczny) była ochrona tysiąca miejsc pracy na Żeraniu w fabryce samochodów.
W interesie społecznym poseł Nowakowski (Samoobrony) skutecznie doprowadził do uchwalenia ustawy o sklepach wielkopowierzchniowych, która miała z założenia bronić biznesu małych kupców. Choć od początku intencje posła były jasne (był członkiem rady nadzorczej sieci sklepów Lewiatan, które w znakomitej większości miały mniejsze powierzchnie niż ustawowe 400 metrów kw., w przeciwieństwie na przykład do konkurencyjnej sieci PoloMarket), ustawa została przegłosowana.
– Pozostając przy temacie interesu społecznego – w ciągu kilku lat państwo przetransferuje 90 mld zł do ok. 400 tys. górników i ich rodzin, a brakuje 6 mld zł by zamknąć kryzys w służbie zdrowia, która obsługuje 38 mld ludzi. Jak to ważyć? – zastanawia się A. Długosz.
Ciężko jest być dziś lobbystą? W. Michałek: – Jestem wytrwałym lobbystą, bo zacząłem to jeszcze kilkanaście lat temu. Teraz, gdy zadziałała 2 lata temu ustawa, w firmie doszliśmy do wniosku, że bylibyśmy nieefektywni, gdybyśmy operowali w zakresie tej ustawy. Nakłady wysiłku i nerwów związanych z docieraniem do rozmówców z plakietką lobbysty, który to kontakt pociąga za sobą uciążliwe procedury ze strony reprezentanta administracji, nie opłaca się nam, gdy mamy inne możliwości działania. Trochę usunęliśmy się na bok, bo panuje wokół lobbingu zła atmosfera. Andrzej Długosz mówi wprost: – Nie mam problemu z ustawą o lobbingu, bo nie mam problemu, by zarejestrować się jako lobbysta. Pod jednym wszakże warunkiem – że nie będzie to ustawa zaproponowana przez MSWiA w wersji SLDowskiej, śmiem twierdzić, że pisana w gruncie rzeczy przez Ubeków… Po trzymiesięcznym pobycie w areszcie doszedłem do wniosku, że zajmowanie się projektami lobbingowymi jest nie tylko niebezpieczne, ale i bardzo kosztowne, więc przestałem się tym zajmować. Stare, skuteczne firmy wycofują się pół kroku lub całkowicie. Życie nie znosi próżni, w to miejsce wchodzą „załatwiacze”, którzy nieformalnie – z punktu widzenia ustawy nielegalnie robią to samo, co wcześniej robili lobbyści, ale w całkowitej skrytości.
– Załatwiacze mają przewagę nad otwartymi firmami i wypierają nas z rynku – stwierdza W. Michałek. Czym różni się lobbysta od załatwiacza? Andrzej Długosz wylicza: – My działamy oficjalnie i jawnie, a załatwiacz nigdy nie jest zainteresowany, by ktokolwiek wiedział, że zajmuje się daną sprawą. My wystawiamy faktury – oni nigdy, my bierzemy succes fe, oni zaliczkę z góry, my mówimy, że podejmiemy wszelkie działania, by osiągnąć skutek, ale nie gwarantujemy sukcesu, oni mówią – ja to załatwię.
Czy dyskusja na temat przyszłości lobbingu w Polsce nadal ma sens? Naciski UE na legislatorów, by poważnie zajęli się sferą lobbingu od kilku lat jest mniejszy, bo ośrodek decyzyjny jak i walka o interesy pomału przenoszą się z Warszawy do Brukseli. To tam zapadają decyzje, że rak jest rybą, a marchewka owocem.
Jednak wiele spraw będzie nadal rozgrywana na poziomie krajowym, a to oznacza, że nad Wisłą również potrzebni będą lobbyści. Zawodowi, nie tylko z nazwy. – Jestem cały czas optymistą. Ten zawód powstanie oczywiście w Polsce, ale jak zaistnieją normalne warunki do działalności lobbingowej, gdy odblokują się uprzedzenia i zniknie potrzeba łatwego zabłyśnięcia w walce z korupcją, która prowadzi do pozornego stanowienia ustaw – stwierdza W. Michałek. – Lobbing profesjonalny ma ogromną zaletę, bardziej boję się działań pod stołem niż lobbowania przez osoby znane z imienia i nazwiska, które robią to jawnie – dodaje J. Mordasewicz. Według dr M. Molędy-Zdziech zawód lobbysty już się rodzi, jednak musi się uwolnić z utartych schematów: – W społeczeństwie funkcjonują pewne kalki. Kiedyś rządziła nami Moskwa, dziś Bruksela, kiedyś źle było być prywaciarzem, dziś lobbystą.
Zasadność istnienia lobbingu w Polsce potwierdziła wielka przegrana Wrocławia w konkursie na organizację Expo 2012. – To kwintesencja bezradności Polski – stwierdza A. Długosz. – Żadnych działań ze strony rządu, podczas gdy Koreańczycy powołali specjalną komisję, ustanowili poważny budżet promocyjny. Niektórym się chyba wydaje, że skoro byliśmy przedmurzem chrześcijaństwa, obaliliśmy komunizm i mieliśmy Lecha Wałęsę, to nam się po prostu wiele rzeczy należy. Jego zdanie podziela również Witold Michałek: – Trzeba było zacząć 6 lat wcześniej, a nie koncentrować się na ostatniej prezentacji, która jest tylko show dawno po rozdaniu ról. Albo organizatorzy nie wiedzieli do kogo się zwrócić, albo tak wierzyli w swoje umiejętności, albo wreszcie tak społecznie jest skompromitowany lobbing, że ktoś uznał, że nie będzie sięgał po pomoc kryminalistów, którzy zajmują się brudnymi działaniami poza prawem.
Tak jest z wieloma innymi sprawami. Miało być lepiej, lobbing miał się stać zawodem. Zamiast tego zawiedli się lobbysci.
Najbardziej wpływowe międzynarodowe grupy nacisku UE:
Rolnictwo:
– Komitet Zawodowych Organizacji Rolnych COPA, działający od 1958 r. i skupiający 31 krajowych grup nacisku z 15 państw członkowskich (19 tys. członków)
– Komitet Ogólny Spółdzielczości Rolnej UE COGECA, działający od 1959 r. – 16 grup krajowych + kilka międzynarodowych (14 tys. członków); Przemysł:
– Związek Konfederacji Przemysłów Europy UNICE; działa od 1958r., Skupia 39 krajowych organizacji ze wszystkich krajów UE oraz od 1993 r. z Polski, Czech, Słowacji, od 1995 r. z Chorwacji, Estonii, Litwy, Łotwy, Słowenii i Węgier; Przemysł chemiczny:
– Rada Europejska Przemysłu Chemicznego Przemysł farmaceutyczny:
– Europejska Federacja Związków Przemysłu Farmaceutycznego
Słabszymi grupami są:
Zrzeszenie Europejskich Konstruktorów Samochodów ACEA. Na forum UE w dziedzinie przemysłu funkcjonują także małe, wąsko wyspecjalizowane i posiadające relatywnie mało członków inne grupy m.in.: Europejska Federacja Przemysłu Guzików. Działają również liczne grupy na styku przemysłu i handlu Europejskich m.in.: Zrzeszenie Europejskich Izb Handlowych Przemysłowych EUROCHAMBRES. Coraz większą rolę zaczynają odgrywać bezpośrednie stowarzyszenia europejskich przedsiębiorców lub stowarzyszenia osób kierującymi tymi przedsiębiorstwami m.in.: „Europejski Okrągły Stół Przemysłowców ERTI”. Tworzą go od 1983r. prezesi 45 największych europejskich firm: Bayer, Philips, Fiat, Siemens, Daimler-Benz, Nestle, ABB, Renault, Unilever, Krupp i in. Podobne znaczenie ma również European information Technology Round Table, która powstała na rzecz Europejskiej Unii Monetarnej.
Lobbing w UE
– Niemcy – są jedynym krajem europejskim, gdzie lobbing został uregulowany. Ustawa z 21 września 1972 r. wprowadziła obowiązek rejestracji lobbies w Bundestagu.
– Dania – Duński Folketing przyznaje odrębny status grupom interesu. Lobbyści podlegają rejestracji, figurują w archiwach komisji. Corocznie publikowana jest lista – rejestr lobbystów.
– Francja – W Zgromadzeniu Narodowym działalność lobbingowa nie podlega żadnym przepisom ani odrębnemu kodeksowi postępowania. Nie ma też listy czy rejestru grup nacisku.
– Wielka Brytania – W Izbie Gmin członków obowiązuje rejestracja działalności hlobbingowej i konsultacyjnej tylko wtedy, gdy czerpią z niej dochody finansowe. Osoba taka rejestruje swą działalność w rejestrze spraw członków Parlamentu. Rejestr ten jest jawny i udostępniony do publicznego wglądu
– Pozostałe kraje europejskie wykorzystują system akredytacji, analogiczny do występującego w Parlamencie Europejskim, wydając – w zależności od potrzeb – jednorazowe bądź okresowe karty wstępu. W większości parlamentów narodowych komisjom parlamentarnych przysługuje prawo wysłuchania opinii osób bądź organizacji pozaparlamentarnych w ramach procedury konsultacji, jeżeli taka uważana jest za niezbędną.
Kto w Polsce uprawia działalność lobbingową?
– duże przedsiębiorstwa i korporacje – wśród nich główna rolę pełnią firmy zagraniczne.
– politycy i grupy interesów powiązane z władza polityczną
– branżowe grupy interesów ekonomicznych
– związki, organizacje i stowarzyszenia gospodarcze
– związki – organizacje i stowarzyszenia społeczne
– lokalne władze – wyspecjalizowane firmy doradcze i konsultingowe