„Byłoby lepiej, aby kobiety w polityce nie dawały zbyt wielu powodów do utrwalania nieprawdziwego stereotypu: że się do niej nie nadają” – pisze w Rzeczpospolitej Joanna Lichocka. W swoim artykule dziennikarka opisuje wpadki wizerunkowe Hanny Gronkiewicz-Waltz, Julii Pitery, Nelli Rokity, Beaty Kempy czy Elżbiety Jakubiak. Według Lichockiej niektóre działania wspomnianych polityków nie przyczyniają się do budowy pozytywnego wizerunku kobiet w polityce.
Kobiety w politycznym świecie mają trudniej, ponieważ ciągnie się za nimi stereotyp, że są gadatliwe, emocjonalne, mają skłonność do popadania w histerię i często zmieniają zdanie, uważa Lichocka. Kilka pań z polskiej sceny politycznej daje powody do takiego myślenia. Krzykliwość Beaty Kempy „bardziej kojarzy się jednak z tupetem, niż z faktyczną siłą polityczną”. Nelli Rokicie często zdarzają się natomiast lapsusy językowe, chaotyczne i kontrowersyjne wypowiedzi, za które „będzie w mediach punktowana i na żadną taryfę ulgową liczyć nie może”. Dlatego żona byłego posła PO powinna przejść długą drogę szkoleń marketingowych w stylu bycia, jeśli oczywiście myśli o jakiejś karierze politycznej”, uważa dziennikarka.
Według Lichockiej również postępowanie pań z Platformy Obywatelskiej nie poprawi PR-u kobiet w polskiej polityce. Autorka uważa, że Julia Pitera, gorliwie szukając haków na szefa CBA, i kreując siebie na szeryfa, zrujnowała sobie niezwykle pozytywny wizerunek, wypracowany latami pracy radnej Warszawy. Wizerunkowe punkty straciła także prezydent stolicy, co widać po tym, że ze zdwojoną mocą wrócił sposób nazywania jej „Bufetową”. Jej reputacja miała ucierpieć między innymi w związku z zarzucaniem byłej ekipie rządzącej zbyt wysokich wydatków reprezentacyjnych, pisze Lichocka.
Dziennikarka Rzeczpospolitej podkreśla, że jest kilka zasadniczych problemów, negatywnie wpływających na reputację kobiet polityków. Po pierwsze są to błędy wizerunkowe, niezręczność w sposobie bycia, a także brak umiejętności merytorycznych. Być może są to jednak czasy ostrej wojny politycznej, które „predestynują do stawiania na pierwszej linii kobiet głośnych i napastliwych”, kończy Lichocka.(ał)