sobota, 23 listopada, 2024
Strona głównaArtykuły6 godzin i do domu

6 godzin i do domu

Polacy wytężoną pracę mają chyba we krwi – według statystyk Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) obywatele naszego kraju od kilkunastu lat są w czołówce najdłużej pracujących w ciągu roku narodów Europy. Mimo że prześcigają nas Grecy (i czasem Estończycy), to i tak bijemy na głowę m.in. Niemców, Belgów, Norwegów, Słoweńców czy Czechów. Nie przekłada się to jednak wyraźnie na wzrost naszego dobrobytu i wskaźnika produktywności.

Czy możemy pracować krócej? Wydaje się, że moglibyśmy, a potencjalne efekty byłyby w dużej mierze korzystne: mniej zmęczeni pracownicy są nie tylko bardziej efektywni, lecz także usatysfakcjonowani, bo mają więcej czasu dla rodziny, na pasje i rozwój osobisty. Skomplikowane wprowadzenie systemowych rozwiązań – oraz widmo potencjalnie większych kosztów – skutecznie odstrasza jednak pracodawców od modyfikowania czasu pracy. Kilka polskich agencji zajmujących się PR-em pokazuje tymczasem, że nie wszyscy boją się tego w równym stopniu.

(Nie)udane eksperymenty

Próby odejścia od klasycznych ośmiu godzin dziennie mają miejsce od lat. Jeszcze w 2000 roku Francja wprowadziła krótszy, 35-godzinny tydzień pracy, choć w ostatnich latach politycy, przedsiębiorcy i ekonomiści coraz częściej dystansują się od tego rozwiązania. W 2014 roku w Szwecji ogłoszono z kolei rozpoczęcie eksperymentu, w ramach którego część pielęgniarek w mieście Göteborg miała pracować krócej za te same pieniądze co pozostałe osoby, których czas pracy nie uległ redukcji.

Oba rozwiązania krytykowała m.in. na łamach „Polityki” Joanna Solska, według której ani Francja, ani Szwecja nie zapoczątkowały nowej tendencji. Dlaczego? Można przecież oponować, że pracownik krócej pracujący jest bardziej zadowolony i ma więcej czasu na pasje i wychowywanie dzieci. Solska jednak przekonuje, że skrócenie czasu pracy to mrzonka, bo po prostu nie opłaca się przedsiębiorcom – mniej godzin na wykonywanie obowiązków oznacza często więcej osób, które będą musiały je przejmować. Zatrudnianie nowych ludzi tymczasem zwiększa koszty, a liczba klientów nie wzrasta. „Mało jest też prawdopodobne, byśmy pracując krócej, wypracowali tyle samo” – dodaje dziennkarka „Polityki”.

Rebecca Greenfield na łamach „Bloomberga” przekonuje jednak, że pozytywne efekty krótszego tygodnia pracy są zauważalne dopiero po dłuższym czasie. Odnosząc się do badań nad szwedzkim eksperymentem – który notabene został w 2017 roku zakończony z powodu wyczerpania się środków – dziennikarka pisze, że pielęgniarki pracujące mniej rzadziej udawały się na urlopy zdrowotne niż te, które miały 8-godzinny dzień pracy. Konkluzja badań przywoływana przez Greenfield sugerowała, że zredukowanie godzin pozytywnie wpłynęło na zdrowie i podejście pracownic. „Może rozwiązaniem nie jest przeznaczanie pieniędzy na programy opieki zdrowotnej, ale krótsze dni w pracy” – zastanawia się dziennikarka „Bloomberga”.

Nauczmy się kończyć wcześniej

Mimo że Polacy wyglądają w statystykach na niesamowicie zapracowanych, część firm nad Wisłą próbuje przełamywać tę tendencję i eksperymentuje z 6-godzinnym dniem w biurze.

Próby wdrożenia takiego systemu podjęła się we wrześniu 2017 roku polska agencja POiNTB. „Ta decyzja była owocem wielu rozmyślań i przygotowań” – komentowała wówczas Honorata Popow, Managing Director wspomnianej firmy. Jak dzisiaj mówi, początkowo trzymiesięczny eksperyment został wydłużony, a zespół przygotowuje case study na temat jego wyników.


Źródło: instagram.com/pointbpr

Samo przygotowanie trwało więcej niż trzy miesiące. Jak podaje Popow, pomysł na skrócenie dnia pracy narodził się w agencji wraz z końcem 2016 roku. Kilkadziesiąt dni później, na wiosnę, o wszystkim dowiedział się zespół. Przez pół roku – aż do września, gdy POiNTB poinformowała o eksperymencie – konsultanci agencji mieli uczyć się innego podejścia do pracy.

„Zorganizowaliśmy szkolenia z zakresu time managementu, a także technik kreatywnych i design thinking. Zdobyte umiejętności ułatwiły naszym pracownikom wejście w nową sytuację i wykonywanie swoich obowiązków przy zachowaniu takiej samej jakości jak wcześniej” – mówi Popow. Pytana przy okazji, czy zmiana organizacji pracy wymusiła na niej zatrudnienie nowych osób, szefowa POiNTB przyznaje, że zdecydowała się na powiększenie zespołu, choć deklaruje, że nie zrobiła tego w związku ze skróceniem dnia w biurze.

Na „szkolenia z zakresu time managementu” nie zdecydował się tymczasem Paweł Soproniuk, partner w agencji Neuron PR, w której członkowie zespołu mogą mieć krótsze piątki i wychodzić z pracy o 15, a nie 17. „Uznaliśmy, że nasi pracownicy są dojrzali i odpowiedzialni i sami będą w stanie na tyle zintensyfikować pracę, np. rezygnując z marnowania go na przesiadywanie w mediach społecznościowych, żeby odzyskać dwie godziny w tygodniu bez utraty efektywności pracy” – przyznaje w rozmowie z PRoto.pl.

Według Soproniuka w Neuronie krótsze piątki mają charakter motywatora. Jak mówi, pracownicy minimalizują marnotrawstwo czasu, bo chcą wcześniej rozpocząć weekend. Zastrzega jednak: „Możliwość wyjścia z pracy w piątek o 15 to przywilej, a nie obowiązek. Jeżeli ktoś ma zaległą pracę, jest zobowiązany dokończyć zadania”. Soproniuk przyznaje, że części pracowników nie udaje się wyjść w piątek o 15. Na ogół jednak biuro agencji o tej porze pustoszeje. Wewnętrzne rozmowy pokazują, że ludzie czują dzięki temu większą satysfakcję z pracy – twierdzi Soproniuk.

Mniej godzin, większy stres?

Nie tylko pracownicy muszą się dostosowywać do krótszego czasu pracy. „Z punktu widzenia biznesowego utrzymanie tej samej efektywności bez zwiększenia zatrudnienia jest na pewno wyzwaniem. Największy ciężar spoczywa na kadrze menadżerskiej” – twierdzi Franciszek Georgiew, CEO i założyciel agencji Social Tigers.

Jego firma, która zajmuje się w tym momencie nie tylko marketingiem internetowym, ale coraz częściej kreowaniem wizerunku w social mediach i PR-em kryzysowym, pracuje w trybie 6-godzinnym od drugiej połowy 2016 roku. Georgiew przekonuje, że kadra kierownicza – zwłaszcza w firmach pracujących projektowo – powinna: „Komunikować się sprawniej i konkretniej, nie dublować pracy, przyspieszać procesy decyzyjne i działać na lepszym »workflow«”. By to osiągnąć, kierownictwo Social Tigers wprowadziło m.in. system określania miesięcznych i tygodniowych priorytetów. Agencji, jak twierdzi założyciel, dużo pomaga też fakt, że struktura pracowników od jakiegoś czasu się stabilizuje. „Podział obowiązków staje się coraz jaśniejszy, procesy coraz prostsze, a stres związany z pośpiechem – coraz mniejszy” – wylicza Georgiew.

Czytaj więcej:
Work-life balance w życiu specjalisty ds. komunikacji – marzenie czy rzeczywistość?

Pośpiech i stres to jednak ponure słowa klucze, które mogą negatywnie wpływać na eksperymenty z mniejszą liczbą godzin. Pracownicy, którzy siedzą w biurach krócej, są zobowiązani wykonywać tyle samo zadań co ludzie przebywający tam po osiem godzin – w końcu obie grupy otrzymują takie same wynagrodzenia i realizują podobne projekty. Georgiew przyznaje: „Nie ukrywamy, 6-godzinny dzień pracy potrafi być stresujący i wymaga sprawnego zarządzania czasem, a więc, poza wieloma atutami, ma też swoje ciemne strony”. Dlatego więc, jak można się domyślić, zarówno CEO Social Tigers, jak i szefowie POiNTB oraz Neuron PR tak często wspominają o potrzebie ulepszenia organizacji pracy.

Ingerując w dotychczasowy system, dobrze jest pamiętać o sytuacjach wyjątkowych. Punktem zapalnym w nowej organizacji skróconego czasu pracy mogą być na przykład kryzysy komunikacyjne. Gdy coś się stanie po stronie klienta, to właśnie agencja PR powinna być jedną z pierwszych, które problem zauważą i na niego zareagują. Kogo będzie obchodziło, że konsultant wyszedł wcześniej?

„W umowach obejmujących doradztwo kryzysowe wskazane są osoby, do których klient może zadzwonić o dowolnej godzinie. Kiedy pojawia się sytuacja wymagająca natychmiastowej reakcji, oczywiście pracujemy – aż do załatwienia sprawy. To standard pracy agencyjnej” – przyznaje zapytany o to Soproniuk z Neurona.

Gotowość do pracy w sytuacjach kryzysowych deklaruje też POiNTB Honoraty Popow. „Jesteśmy elastyczni i zapewniamy pełne wsparcie. W tym aspekcie wszystko zależy od odpowiedniego przygotowania i organizacji pracy” – dodaje szefowa wrocławskiej firmy. W podobnym tonie wypowiada się też Franciszek Georgiew z Social Tigers, przyznając, że agencja coraz częściej zajmuje się komunikacją kryzysową w mediach społecznościowych.

Parę plusów…

Nie ulega wątpliwości, że wprowadzenie krótszych dni pracy ma kilka mocnych zalet. „Widzę, że na ten moment jest to rozwiązanie ogromnie pożądane i nowoczesne” – przekonuje Franciszek Georgiew. Według niego jednym z głównych plusów, oprócz większej ilości czasu, są pieniądze. „Wynagrodzenie, które pracownik otrzymuje za sześć godzin pracy, jest takie jak w innych firmach za osiem. To silny magnes na rynku pracy i duży wyróżnik agencji na rynku. Atmosfera jest bardzo pozytywna” – mówi założyciel warszawskiej agencji.


Źródło: instagram.com/socialtigerspl

Pieniądze jednak to nie wszystko. Krótsze dni pomagają też konsultantom zachować tzw. work-life balance. Honorata Popow: „Mamy głębokie przekonanie, że to idea, która wspiera nie tylko efektywność, ale również satysfakcję i motywację. Zachowanie równowagi między pracą a życiem prywatnym to dla naszej agencji wartość nadrzędna”.

Paweł Soproniuk zauważa jeszcze inną kwestię: dzięki krótszym piątkom nie tylko pracownicy są bardziej usatysfakcjonowani, ale poprawia się też marka samej agencji. „Nasza firma zyskuje na wizerunku jako pracodawca i będzie przyciągać jeszcze lepszych kandydatów do pracy” – deklaruje partner w Neuronie, rozmawiając z PRoto.pl.

Czytaj więcej:
FOB: „Work-life balance” największym sukcesem zawodowym dla pracowników

…i garść wątpliwości

Dotychczasowe doświadczenia pracodawców – zarówno za granicą, jak i w Polsce – pokazują jednak, że do wdrożenia krótszego czasu pracy należy się dobrze przygotować, by nie narazić firmy na kłopoty finansowe i personalne. „Problem jest złożony, gdyż na różne sposoby wpływa po pierwsze na pracownika, po drugie na pracodawcę, a po trzecie na rodzinę czy krąg znajomych, a ponadto, w skali globalnej, na całe społeczeństwo i gospodarkę” – komentuje dla PRoto.pl prof. dr hab. Michał A. Michalski z Instytutu Kulturoznawstwa na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Według niego, zanim pracodawcy zaczną redukować godziny pracy, powinni zadać sobie szereg pytań: czy i jak zmieni się zakres obowiązków w przypadku wdrożenia krótszego dnia w biurze? Jak to wpłynie na wynagrodzenie – negatywnie, pozytywnie, wcale? Jaki wpływ na organizację pracy będzie miał pracownik?

Biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia ze świata i z Polski, prof. Michalski sugeruje, by decyzję o skróceniu czasu pracy podejmować po jej uprzednim przemyśleniu i przepracowaniu z zespołem. Badacz postuluje też, by mniejszej liczby godzin nie narzucać z góry. „Jeśli chodzi o wprowadzanie tego rozwiązania, to wydaje mi się, że najlepszym sposobem jest pozostawienie go jako możliwości” – przyznaje.

Nieprzekonanym do skracania czasu pracy profesor z UAM sugeruje też, by spojrzeli na tę sprawę długofalowo. „Pamiętajmy, że szczególnie w przypadku zawodowo aktywnych rodziców w domu czeka na nich równie istotna, a nawet ważniejsza, praca związana z wychowaniem i rozwojem dzieci. Jeśli mamy wątpliwości, co w dłuższej perspektywie jest bardziej wartościowe, to proponuję posłuchać Gary’ego S. Beckera – ekonomisty i laureata nagrody Nobla – który stwierdził, że z punktu widzenia długofalowego rozwoju społeczno-gospodarczego ważniejsza jest praca rodziców, którzy każdego dnia rozwijają kapitał ludzki w swych dzieciach. A to od nich zależeć będzie nasza przyszłość”.

Maciej Przybylski

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj