„Wybielamy, przyczerniamy” – taki tytuł ma raport o branży PR, zamieszczony w przedostatnim numerze „Polityki”. Tytuł jego recenzji powinien brzmieć: „Zaczerniamy, zaciemniamy” – bo właśnie taki efekt wywołuje ten tekst. Reakcją na publikację są gwałtowne protesty środowiska PR-owców. Nikogo, kto ten raport przeczyta dokładnie, nie powinno to dziwić, ale jego autorka wydaje się być mocno zaskoczona. „Ten artykuł jest o patologii” – tak brzmiało pierwsze zdanie pani Agnieszki Rybak wypowiedziane w radiowym Klubie Trójki. Jest to prawda i nieprawda. Prawda, bo faktycznie tekst dotyczy patologicznych form PR, czyli czarnego PR, płatnej protekcji itp. negatywnych zjawisk. Ale Pani redaktor zapomniała dopisać w swoim raporcie, że tekst dotyczy wyłącznie patologii! Już na wstępie raportu zaznaczono, że chodzi o całe środowisko: „Mowa o branży public relations”. Chyba trudno to inaczej zrozumieć. To ta branża „pojawiła się z wolnym rynkiem i ciągle nie ma polskiej nazwy”, zyskała „złą sławę, niezdrowe wpływy w mediach i duże pieniądze”. Nie pomaga tłumaczenie dziennikarki, że czytelnicy nie zrozumieli jej intencji – to nie poezja, to tekst publicystyczny w opiniotwórczej gazecie, który ma jasno, czarno na białym stwierdzać fakty, a nie generalizować i rzucać bezpodstawne oskarżenia. Źle, że środowisko PR protestuje? – Ciekawe jak wyglądałaby reakcja fotoreporterów, gdyby ich profesję opisano przez pryzmat działalności paparazzich i stwierdzono, że to nagminne, że na tym właśnie polega ich praca?! Autorka tekstu bagatelizuje te protesty nazywając je histerycznymi. Jest jednak w błędzie – histeria to chaotyczne miotanie się, PR-owcy stawiają konkretne, mocne zarzuty. Potrafią wytknąć dziennikarce warsztatowe i merytoryczne błędy – jak czyni to Rafał Szymczak w tekście: „Czego nie przeczytałem w raporcie «Polityki»”? Zarzuty te można powtarzać, mnożyć i roztrząsać – ale nie to jest najważniejsze. Głównym problemem, jaki odsłania ten tekst, jest absolutny brak zrozumienia, czym jest działalność public relations. Wykazują go niemal wszyscy, w tym autorka artykułu i redaktor prowadząca program Klub Trójki. W publikacji też nie jest wyjaśnione, czym jest public relations – a być powinno. Definicją PR nie jest przecież anegdota z cyrkiem czy nawet stwierdzenie, że PR to „dbanie o wizerunek”. Bo niby jakie dbanie? Lifting? Jakimi metodami, dla jakich osób czy firm? Jest przecież wiele rodzajów PR, nie tylko przedstawiony czarny – ale czytelnik nie ma szansy się o tym dowiedzieć. Rzucenie stwierdzenia, ze PR to „świadoma organizacja komunikacji”, ale w polskich warunkach przypomina cyrk, wcale nie rozjaśnia problemu. A jeśli tak naprawdę nie wiemy, czym jest PR, to nie możemy go krytykować, wytykać błędów i pokazywać, czym jest jego patologia. Szkodą dla branży jest więc to, że z kolejnego tekstu o public relations, tym razem zamieszczonego w wyjątkowo opiniotwórczym piśmie, nikt się niczego nie dowie o prawdziwym PR. Podobnie nie można czerpać informacji z radiowej Trójki, bo do debaty nad tekstem z „Polityki” nie zaproszono żadnego PR-owca. Smutne, bo wiedza o PR w Polsce jest znikoma, a wizerunek polskiego PR – o ile w ogóle można mówić o czymś takim – jest zdecydowanie negatywny. W obecnym świetle PR to coś nowego, niepoznanego do końca, więc pewnie niezbyt dobrego, a PR-owiec to osoba od uciszania i manipulowania. O tym piszą media, bo to zawsze jakaś sensacja. A gdzie teksty o tych, którzy pracują rzetelnie, którzy tworzą kampanie społeczne, pomagają wyjaśniać sytuacje kryzysowe (bo na tym polega ich rozwiązywanie – nie na prowadzeniu firmy tak, by „prześlizgiwała się przez media”), projektują akcje związane z CSR. Czy ktoś w ogóle wie (poza nimi), co to jest CSR? To jest mało interesujące?…
Autorka tekstu w zakończeniu każe PR-owcom dorosnąć do przestrzegania swoich kodeksów etycznych i zgodnie z nimi postępować. Ja życzę pani Rybak dziennikarskiej dojrzałości do przedstawienia prawdziwego, niepowierzchownego i pełnego, oblicza polskiej branży PR. Oblicza, na którym czarne PR i inne nieetyczne praktyki są skazą, ale na pewno nie stanowią jego całości. A co z raportem w „Polityce”? Pewnie protesty PSPR, ZFPR i całego środowiska nie pomogą zbyt wiele, choć przydałaby się burzliwa dyskusja. Być może pojawi się małe sprostowanie, jakaś polemika. Nic jednak nie zmieni pierwszego wrażenia, jakie wywołał tekst i świadomy czytelnik „Polityki” pozostanie z niesmakiem na zawsze.