wtorek, 19 listopada, 2024
Strona głównaArtykułyGroźny bulterier czy słodka Barbie? Jak być skutecznym rzecznikiem prasowym

Groźny bulterier czy słodka Barbie? Jak być skutecznym rzecznikiem prasowym

Praca rzecznika prasowego przypomina stąpanie po polu minowym. Najmniejszy błąd i wszystko wylatuje w powietrze. Dlatego osoby sprawujące tę funkcję przyjmują rozmaite strategie działania. Niektóre działają bezbłędnie. Inne wcale.

Rzecznicy prasowi tylko w teorii są opanowani, uśmiechnięci i zawsze gotowi merytorycznie i w pełni odpowiedzieć na pytania, które zadają im dziennikarze. Jacy są na co dzień – wiedzą tylko ludzie mediów znajdujący się z drugiej strony barykady, którzy na co dzień z nimi pracują. W wyniku pobieżnej analizy można wyróżnić wśród rzeczników kilka odrębnych stylów zachowań. To z kolei pozwoli obrać strategię umożliwiającą skuteczną współpracę (z punktu widzenia dziennikarzy) lub wyciągnąć wnioski i być może coś poprawić (z punktu widzenia rzeczników).

Opiszę to z doświadczenia, z perspektywy ponad 10-letniej współpracy z rzecznikami małych i dużych firm, samorządów, instytucji i organów ścigania. Wiedza o tym, jak jest się postrzeganym przez ludzi mediów, niestety rzadko jest badana przez pracodawców rzeczników, a jeszcze rzadziej brana przez nich pod uwagę. Ale ci, którzy potrafią z niej skorzystać, potrafią później zbudować most porozumienia z mediami, dzięki czemu są po prostu skuteczni.

Rzecznik – typ blokera i typ bulteriera

Jeśli wydaje się Wam, że główną rolą rzecznika prasowego są kontakty z mediami i budowanie relacji pomiędzy daną firmą a światem zewnętrznym, to… grubo się mylicie. A przynajmniej w odniesieniu do rzeczników służb mundurowych. To bowiem specyficzny „gatunek”. Dlaczego? Po pierwsze, prawie nigdy do zespołu zajmującego się komunikacją nie trafiają ludzie, którzy po prostu się na tym znają. W większości przypadków przełożonym wystarczy, że ktoś ma odpowiedni stopień służbowy, potrafi pisać na komputerze i w miarę sensownie wypowiedzieć kilka zdań na dany temat. Jeśli dochodzi do tego bariera w postaci lęku, by nie powiedzieć za dużo, nie zdradzić żadnych szczegółów śledztwa lub prowadzonej sprawy – to mamy problem.

Nie raz, nie dwa sama z policjantami walczyłam o ciekawe informacje, o więcej szczegółów, o lepsze zdjęcia i materiały. I to na potrzeby tekstów prasowych, które pokazywały de facto skuteczność policji lub ciekawe tematy z nią związane, a więc – robiące jej dobry PR. I co z tego, skoro oni nie czuli tematu i nie chcieli wypromować się na bohaterów, jak to robią amerykańscy policjanci.

Niewiele lepiej jest dziś. „Z roku na rok sytuacja się poprawia, ale w dalszym ciągu rzecznicy policji to najtrudniejsi partnerzy do rozmowy” – mówi dziennikarka jednej z wrocławskich stacji radiowych. I dodaje: „Z perspektywy radiowca to np. nieustanna walka z żargonem”.

Bo rzecznik policji nie powie: „W nocy zatrzymaliśmy złodzieja samochodowego”. Powie: „W godzinach wieczorowo-nocnych w wyniku interwencji organów ścigania dokonano zatrzymania osoby podejrzewanej o przestępstwa przeciw mieniu”.

Neutralny superman

Idealni rzecznicy – podobnie jak idealni ludzie – praktycznie nie istnieją. Ale wielu próbuje dążyć do ideału, choćby wizerunkowego. Styl supermana – czyli superbohatera – prezentują najczęściej rzecznicy samorządów, przedstawicieli lokalnych władz i dużych lub bardzo dużych firm. Najczęściej ubranych w garnitury lub eleganckie garsonki – jak wyjęci z żurnala, gotowi do sesji fotograficznej lub wypowiedzi przed kamerą. I wszystko jest OK, jeśli dany rzecznik ma coś do powiedzenia. Ale praktyka niestety jest taka, że im większa instytucja, tym mniej merytoryczne wypowiedzi. A wiadomo, nikt nie lubi dostawać tylko ogólnych informacji, jeśli pyta o konkrety.

Rzecznik-superman najczęściej nie jest tak blisko danego tematu, by udzielić nam o nim szczegółowych informacji. Ale jeśli ma sprawny system zdobywania ich wewnątrz swojej firmy, będzie w stanie do nich dotrzeć.

I znów – problem rodzi się w momencie kryzysowym, jeśli ktoś nie dopełnił obowiązków albo któryś z wydziałów instytucji nie zadziałał prawidłowo. W takiej sytuacji rzecznik musi ważyć każde słowo, bo jego wypowiedź będzie oceniana nie tylko przez opinię publiczną, ale i jego przełożonych. Musi rozważyć: przyznać, że instytucja popełniła błąd, czy uniknąć jasnych deklaracji? Przeprosić czy znaleźć dowody na to, że błąd leży gdzie indziej? Za każdym razem rzecznik mierzy się z takim pytaniem i stara wyjść z sytuacji obronną ręką.

Ładna buzia ociepla wizerunek

Zdarza się, że na rzeczników wybierani są ludzie, którzy absolutnie nie mają kompetencji, by taką funkcję sprawować. Rzecznik musi znać się na tematach, o których będzie rozmawiać z dziennikarzami – i to jest warunek bezwzględny. Ale bywa, że ta prosta rzecz umyka i zostaje nim np. piękna lub sympatyczna, fajna osoba mająca ocieplić wizerunek danej instytucji. Taka sytuacja wydarzyła się wraz z powołaniem na rzecznika Euro 2012 Katarzyny Meller, która podczas jednego z pierwszych wywiadów telewizyjnych nie potrafiła odpowiedzieć na najprostsze pytania dotyczące dziedziny sportu, którą miała promować. Wiadomo: nie każdy pasjonuje się piłką nożną i strzela z głowy nazwiskami wszystkich piłkarzy. Ale od rzecznika największej od lat sportowej imprezy raczej można tego wymagać.

Geniusze komunikacji

Niezwykle rzadko wśród rzeczników zdarzają się samorodne talenty, intuicją i zdolnościami przewyższające wzorzec rzecznika z Sèvres pod Paryżem (gdyby się tam taki znajdował). Każdy, kto miał do czynienia z taką osobą, wie, o czym mówimy. We Wrocławiu od kilkunastu lat takim fenomenem jest Dagmara Turek-Samól, najpierw rzeczniczka straży miejskiej, potem wojewody i marszałka województwa. Niesamowita osobowość, bardzo silny charakter, ale przede wszystkim człowiek, który rozumie i szanuje dziennikarzy, a przy tym zna od podszewki ich pracę i wie, jak z nimi współpracować.

Instytucje, dla których pracowała Turek-Samól, miały w trakcie jej kadencji wyjątkowo dobre relacje z lokalnymi mediami. I wychodziły cało z kryzysów, zresztą razem ze swoją rzeczniczką.

Dla kontrastu wspomnę jeszcze o rzecznikach-niedowiarkach (występują w wielu miastach Polski!), którzy słyną z zadawania klasycznego pytania: „A skąd ja mam wiedzieć, że pan/pani jest dziennikarzem?”.

Chyba najlepszą strategię do tej pory opracował w tej kwestii Jacek Kulesza, przez wiele lat szef działu miejskiego we wrocławskim oddziale Gazety Wyborczej, który tłumaczył początkującym dziennikarzom, co zrobić, gdy usłyszą takie pytanie. „Zawsze mówiłem tak: „Nic pan/pani nie ryzykuje. Jeśli nie jestem dziennikarzem, to ta informacja trafi tylko do mnie. A jeśli powie to pan/pani dziennikarzowi, to za kilka godzin dowie się o tym 200 tys. ludzi”. Ale niektórym trudno było to wytłumaczyć” – śmieje się redaktor.

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj