Gdybym poprosił o wymienienie jak największej ilości możliwych nośników informacji PR-owskiej, powstałaby długa lista, na której znalazłyby się przede wszystkim media. Na końcu uplasowałyby się zapewne informacje przekazywane z ust do ust. Spodziewam się, że tylko nieliczni dostrzegą pewną niezagospodarowaną niszę, do kórej należy instrukcja obsługi dodawana do większości produktów.
PR koncentruje się na tworzeniu strategii, skutecznym przekazywaniu informacji i budowaniu relacji z otoczeniem oraz mediami przy użyciu rozmaitych metod. Nie dostrzega jednak tego, co jest w tym wypadku bardzo istotnym nośnikiem informacji, mającym spory wpływ na wizerunek firmy. Z całą pewnością czymś takim jest wspomniana banalna instrukcja obsługi.
Jeśli nadal ktoś ma wątpliwości, proszę wyobrazić sobie następującą sytuację:
Kupujesz sobie znakomity samochód terenowy. Stajesz się dumnym królem dziurawych szos. Twoja deska rozdzielcza zasypuje Cię mnóstwem informacji, nawigacja satelitarna chce koniecznie wiedzieć, dokąd ma Cię poprowadzić… więc sięgasz po instrukcję obsługi. W końcu możesz skorzystać z tych wszystkich gadżetów, za które słono zapłaciłeś. Zatem zabierasz się do lektury, siedząc za doskonałą kierownicą pełną przycisków, czytasz, czytasz i powoli, z pewną nieśmiałością, dokonujesz pierwszych ustawień. Czujesz jak do głowy uderza Ci krew, a do oczu napływają łzy. Już od godziny miałeś chwalić się przed znajomym swoją nową zabawką. Tymczasem bezradnie siedzisz i zastanawiasz się, dlaczego nawigacja przemawia do Ciebie głosem ojca dyrektora, przecież masz najlepszy na świecie samochód!
Z pewnością każdy choć raz spotkał się z podobną, jak w tym nieco przerysowanym przypadku, sytuacją. I proszę sobie tylko przypomnieć, jakie gromy były ciskane pod adresem producenta danego produktu, pomimo tego, że produkt sam w sobie był znakomity. Czy zatem faktycznie instrukcja nie ma wpływu na wizerunek, czy aby zniechęcony niepowodzeniami użytkownik nie zaczyna deprecjonować wizerunku firmy i nie staje się nośnikiem niepochlebnych informacji? A chyba nie trzeba tłumaczyć wszystkim, którzy zajmują się PR-em, jak skutecznym i opiniotwórczym nośnikiem informacji jest konsument.
Dlatego problem instrukcji obsługi jest zagadnieniem, którym powinni zająć się także PR-owcy. Warto się z nim zapoznać i w razie potrzeby interweniować u producenta, bo oczywiście nie chcę przekonywać do tego, by agencje PR dodawały sobie pracy i redagowały od początku do końca instrukcję obsługi, by uczynić ją czytelną i zrozumiałą. Wystarczy jednak, że uświadomią producentowi, iż dostarczony dokument jest bełkotem. Aby tego dokonać, trzeba objąć swoim zakresem obowiązków tę sferę informacji i kontrolować zawartość tego rodzaju dokumentów. Z pewnością nie jest to najciekawsze zajęcie, ale jeśli weźmie się pod uwagę straty w wizerunku, to jednak warto się nad tym pochylić. Co więcej, można to potraktować jako dodatkową usługę, która agencji przyniesie dodatkowy przychód, a z ramion producenta zdejmie przy okazji ciężar paru rozsierdzonych klientów wytrwale okupujących infolinię.
Jednak nim się o tym wszystkim pomyśli i wzbogaci ofertę, należy jeszcze dokładniej poznać problematykę zagadnienia i poszukać rozwiązań kompleksowych. Należy zastanowić się, co wpływa na fatalną jakość dołączanych instrukcji, poza oczywistą przyczyną, jaką jest fatalny tekst w swojej formie wyjściowej.
Drugą możliwością jest jakość tłumaczenia tekstu z języka obcego. W czasach poszukiwania oszczędności na wszystkich możliwych polach, również i usługi tłumaczeniowe mogą być wykonane niskim kosztem. Nie pozostaje to – rzecz oczywista – bez wpływu na ich jakość. Bo przecież to, że ktoś przez dziesięć lat przebywał za granicą i nauczył się języka w trakcie zbierania szparagów, nie oznacza, że sprawnie przetłumaczy instrukcję obsługi kuchenki mikrofalowej. Co ważniejsze, nie jest równoznaczne z tym, że osoba potrafi posługiwać się językiem ojczystym na poziomie, który można uznać za zdatny do opublikowania w jakiejkolwiek formie.
Można zatem postawić pytanie, czy oszczędności w tym wypadku są prawdziwymi oszczędnościami, czy może kamykiem, który wywoła lawinę strat? Po pierwsze, jak już wspomniałem, warto rozszerzyć działalność agencji PR o dodatkowe usługi. Po drugie, można kontrolować cały proces poprzez współpracę z firmą, która specjalizuje się w przygotowaniu tego rodzaju dokumentacji. I nie chodzi mi w tym momencie o pierwsze lepsze biuro tłumaczeń, które przedstawi najkorzystniejszą ofertę cenową. Mam na myśli firmę, która ma doświadczenie w pracy z dokumentacją techniczną i może zagwarantować wysoko wykwalifikowany zespół tłumaczy oraz profesjonalne narzędzia.
Wspomniane narzędzia są bardzo ważnym elementem pracy, który pozwala przy tego rodzaju dokumentacji zautomatyzować pewien zakres czynności. Umożliwiają one stworzenie baz danych oraz, co niezwykle istotne, baz terminologicznych. Oprogramowanie typu CAT (Computer Aided Translation), jakim jest np. TRANSIT XV pozwala również – i tu niespodzianka – na generowanie oszczędności i to nawet sporych. Struktura, forma oraz zawartość dokumentów technicznych składa się w dużej części z powtarzających się elementów. Możliwe jest zatem opracowanie zoptymalizowanych dokumentów.
Decydując się na współpracę z tego rodzaju firmą i rozszerzenie usług, agencja PR robi odważny krok w przyszłość. W strefę, w której nie mówimy już o zwykłych tłumaczeniach, a o zarządzaniu informacją międzynarodową.
Bartłomiej Śnieciński
Sales and Marketing Manager Star Group
bartek.sniecinski@star-group.net