Kiedy w styczniu 2012 pojawiła się w sieci wiadomość o zamiarze podpisania przez Polskę „Umowy handlowej dotyczącej zwalczania obrotu towarami podrabianymi” (w skrócie zwanej ACTA) mało kto przypuszczał, że stanie się ona powodem wybuchu „pierwszego powstania polskiego Internetu”, a ludzie nagle wyjdą z transparentami na ulice. Jak do tego doszło, skoro za akcją protestacyjną nie stała żadna organizacja ani firma, a wzmianki o podpisaniu dokumentu pojawiały się w tradycyjnych mediach dużo wcześniej?
Sprawa trafiła niewątpliwie na podatny grunt – wizja ograniczenia obywatelskiej swobody i próba narzucenia kontroli zawsze budzi i będzie budzić obywatelski sprzeciw. Do polskich internautów dochodziły też informacje o protestach, które miały miejsce na Zachodzie (tam z kolei przeciw SOPA i PIPA).
Eskalacja protestu nie byłaby jednak możliwa, gdyby nie media społecznościowe. W przypadku ACTA umożliwiły one nie tylko okazanie sprzeciwu, ale również efektywny oddolny lobbing. Sieć daje bowiem o wiele więcej możliwości niż lobbing tradycyjny, w ramach którego protestujący podejmują takie działania jak zbieranie podpisów, wysyłanie maili i listów do decydentów oraz organizacja pikiet. Jak pokazuje przykład ACTA narzędzi wpływu na władzę może być o wiele więcej. A jak to było w tym konkretnym przypadku?
1. Wykop.pl
Informacje o zamiarze podpisania przez polski rząd ACTA bardzo szybko pojawiły się na Wykopie (stronie która opiera się na rekomendacjach treści przez użytkowników). Według badania Megapanel z grudnia 2011, serwis odwiedzany jest przez ponad 1,5 milina real userów, co czyni go popularnym i opiniotwórczym medium. W tym przypadku, Wykop stał się centrum organizacyjnym oraz informacyjnym o ACTA.
2. Strony na Facebooku
W kilka godzin po pojawieniu się informacji o podpisaniu ACTA pojawiła się pierwsza strona fanowska – „Nie dla ACTA”. Zaraz po niej zaczęły powstawać kolejne strony m.in. „Nie dla ACTA w Polsce”. Dzięki bardzo dobrym, merytorycznym wpisom oraz refleksowi, to właśnie ta druga strona zdobyła najwięcej fanów (łącznie blisko 225 tysięcy). Oprócz tego powstało wiele innych fanpage’y, które informowały o ACTA, protestach, nawoływały do obalenia rządu itd. Najciekawszą z nich była strona „Komentarz usunięty przez ACTA”, która w bardzo pomysłowy sposób wykorzystywała wirusowy mechanizm tagowania, dzięki czemu łącznie zyskała 180 tys. fanów.
O temperaturze dyskusji nie świadczy tylko liczba fanów, ale również ich zaangażowanie. Na stronie fanowskiej „Nie dla ACTA” (ok. 65 tys. fanów) w szczytowym momencie zasięg postów wyniósł ok. 300 tys. osób:
Przy 65 tys. fanów udało się również osiągnąć wskaźnik „talking about this” – 680 tys.
Dane te są rzeczywiście imponujące.
Ciekawe zresztą, ilu unikalnych użytkowników wzięło łącznie udział we wszystkich facebookowych protestach przeciwko ACTA.
3. Wall-spamming
Jedną z metod protestu było dodawanie krytycznych wpisów na wallach oficjalnych stron instytucji rządowych, polityków oraz innych osób publicznych. Wall-spamming jest wykorzystywany zazwyczaj w czasie kryzysów marek. W największym stopniu takie działanie uderzyło w stronę fanowską Kancelarii Premiera. Jaki był finał tej sprawy powszechnie wiadomo – administrator zdecydował się na usunięcie krytycznych wpisów i zablokowanie protestujących użytkowników. Ofiarą wall-spammingu stał się również Zbigniew Hołdys, który jawnie opowiedział się za wprowadzeniem w życie ACTA.
4. Wydarzenia na Facebook
Razem z powstaniem pierwszych stron na Facebooku pojawił się event „Nie dla ACTA – nie zgadzam się na podpisanie umowy przez Polskę”, który finalnie zgromadził 500 tys. uczestników. Z czasem pojawiały się kolejne wydarzenia, jednak to właśnie ten zyskał największą liczbę uczestników. Wydarzenia na Facebooku okazały się bardzo skuteczne w docieraniu do użytkowników z informacjami o ACTA. Do uczestnictwa w nich swoich znajomych może zaprosić każdy, dzięki czemu możliwe było osiągnięcie efektu kuli śniegowej.
Event nie tylko umożliwił dotarcie do ogromnej liczby osób, ale również był miejscem, w którym użytkownicy publikowali najaktualniejsze informacje na temat protestów i ACTA.
Opisywane przeze mnie wydarzenie zostało założone przez stronę „Nie dla ACTA” (łącznie 65 tys. fanów). Jak widać olbrzymia liczba osób, która wzięła w nim udział nie przyczyniła się ostateczną wzrostu liczebności fanów strony (niska konwersja).
5. Z Facebooka na ulice
W kolejnych dniach Facebook stał się centrum organizacyjnym protestów. Na stronach fanowskich oraz stronach wydarzeń można było zdobyć aktualne informacje o miejscach i czasie rozpoczęcia kolejnych demonstracji.
W przypadku protestów, które miały miejsce na ulicach ciekawe jest to, że w gruncie rzeczy odzwierciedlały one specyfikę sieci (mam na myśli jej heterogeniczność i rozproszoną strukturę). Dobrze obrazuje to jeden filmów opublikowany na YouTube, w którym Janusz Korwin-Mikke pyta, kto jest organizatorem protestu i sugeruje, że na pewno jest to lewica. Uczestnicy protestu szybko i grzecznie zwracają mu jednak uwagę, że ruch nie ma żadnego podłoża politycznego.
6. Petycje online
Bardzo szybko pojawiła się również petycja, która stanowiła uzupełnienie eventu „Nie dla ACTA – nie zgadzam się na podpisanie umowy przez Polskę”. W ciągu kilku tygodni podpisało ją ponad 150 tys. osób, twittnęło o niej ponad 1,5 tys. osób, zalajkowało ją 31 tys. facebookowiczów, ponad tysiąc osób dało +1 na Google Plusie.
Petycja ta była pierwsza, jednak z czasem zaczęły się pojawiać kolejne m.in. przygotowana przez Wykop (podpisało ją ponad 400 tys. osób).
7. Maile
Równolegle z petycją w sieci zaczęły pojawiać się listy, zawierające adresy emailowe do polskich posłów, a także „gotowce” do wklejenia do treści maila. Znając skalę akcji i temperaturę dyskusji wokół ACTA można się spodziewać, że skrzynki polityków szybko się zapełniły. Szkoda, że nigdy nie dowiemy się, ile maili zostało ostatecznie wysłanych.
8. Kwejk, Demotywatory itd.
Rozprzestrzenianiu się informacji o ACTA sprzyjało udostępnianie grafik i infografik na ten temat w serwisach typu Kwejk i Demotywatory. Udział tych stron w informowaniu o zagrożeniach jakie płyną z podpisania umowy jest nie do przecenienia.
9. Akcja „blackout” i wsparcie blogerów
Jednym z najciekawszych momentów protestu przeciwko ACTA był polski blackout (zaciemnienie), w którym wzięło udział kilkaset stron. Taka forma sprzeciwu nie miała wcześniej miejsca w polskiej sieci. Wielką rolę odegrali tutaj blogerzy, tacy jak Grzegorz Marczak z Antyweb.pl, którzy zachęcali administratorów innych serwisów do przyłączenia się do akcji. Walka o ACTA byłaby również o wiele trudniejsza gdyby nie Vagla, który dostarczał internautom merytorycznej amunicji.
10. YouTube
Istotnym medium informującym o ACTA stał się również YouTube. Szybko pojawiły się na nim filmy, które w obrazowy sposób informowały o zagrożeniach, które niesie za sobą wprowadzenie tej międzynarodowej umowy. Film „NO ACTA! Jak działa ACTA. PL SUB” obejrzany został ponad 2,2 miliona razy! A nie był to jedyny film.
11. Twitter
W walce przeciwko ACTA swoje zasługi mają również użytkownicy Twittera, którzy w czasie debaty z Premierem (zorganizowanej post fatum, aby dyskutować o ACTA) za pomocą specjalnego hashtagu #debataacta zadali kilka tysięcy pytań.
Powyższa lista nie wyczerpuje wszystkich form protestu przeciw ACTA w sieci, które można było zaobserwować w styczniu i lutym. Polska Partia Piratów zachęcała w Internecie do wysyłania tradycyjnych listów do polskich parlamentarzystów. Trudno nie wspomnieć o atakach hakerów na serwery instytucji rządowych – choć to akurat wykraczało już poza pokojowe formy protestu i trudno ocenić, czy przyniosło więcej szkód czy pożytku sprawie.
Protest przeciwko ACTA czyli signum temporis
Sprzeciw dla ACTA jest moim zdaniem znakiem nadchodzących nowych czasów. Z jednej strony mamy wielki protest w sieci, w którym wzięło udział co najmniej kilkaset tysięcy osób, z drugiej zaś protesty w realu, które były o wiele mniej liczne. Dla niektórych stało się to zresztą powodem do kąśliwych komentarzy, takich jak ten: „Ten nieprawdziwy ruch jego zdaniem w swoim skrajnym wydaniu to ruch „miejskich »kliktywistów« – aktywnych na portalach społecznościowych i bezradny w rzeczywistym działaniu”. ¹
Jak pokazuje doświadczenie „klikanie” może być jednak bardzo skuteczne. Być może warto zadać sobie pytanie, czy w momencie w którym dostęp do Internetu ma ponad 50% polskiego społeczeństwa, uczestnictwo w sprawach publicznych nie powinno być równoważną alternatywą dla partycypacji w realu. Temat ten, ze względu na swoją złożoność, wymagałby jednak zapewne rozwinięcia w osobnym poście.
Tak czy inaczej, warto wyciągnąć wnioski z protestu przeciwko ACTA. I nie chodzi mi tylko i wyłącznie o polski rząd, który zapewne otrzymał z konfliktu z internautami bolesną lekcję. Protesty i „internetowe” lincze dotykają i będą dotykać również marek. Warto mieć to na względzie, dbając o reputację marki w sieci i tworząc strategie antykryzysowe w mediach społecznościowych.
¹ http://publica.pl/teksty/nieprawdziwy-ruch-miejskich-aktywistow